Fiskus ma jednak pomysł, jak sobie z tym problemem poradzić, a przy okazji ułatwić życie podatnikom. W końcu nie od dziś wiadomo, że kontrola to symbol nieuchronności. Nie da się z nią negocjować, do tego trzeba z nią jakoś żyć, a potrafi być uciążliwa. Dlatego skarbówka wpadła na śmiały i nowatorski pomysł, jak kontrole skrócić. Nie łudźcie się jednak, drodzy Czytelnicy, że fiskus przyspieszy tempo przeglądania dokumentów. Co to, to nie! Proponuje, by podatnik sam się podłożył skarbówce. Skróci to jego męki, bo cel – odnalezienie uchybień podatkowych – zostanie osiągnięty od razu. W nagrodę podatnik może liczyć na łagodność przy wymierzaniu kary za podatkowe przewinienia.

Pomysł genialny, mający w sobie coś z cesarskiej łaskawości. Fiskus oferuje łagodność. Wystarczy się przyznać.

To teraz czas na ocenę pomysłu. Drogi fiskusie. Przyjmij do wiadomości, że podatnik nie musi sam na siebie donosić. Nie ma takiego obowiązku. Może się przecież zdarzyć, że jest niewinny. A to utrudni mu poinformowanie o własnym występku.

Prawdziwym problemem – co pokazują statystyki – jest przewlekłość kontroli. Prostym rozwiązaniem zaś jest albo szybsze zwijanie się kontrolerów, albo zostawienie podatnika w spokoju, jeśli pracownicy fiskusa w rozsądnym terminie nie potrafią znaleźć błędu.

Niech każdy robi to, co do niego należy. Podatnik ma płacić podatki, a fiskus kontrolować. I to sprawnie. Jeśli nie potrafi wyrobić się w terminie, może to znaczyć jedno: że szuka dziury w całym. I zamiast wykonywać swe zadania, zwyczajnie nęka czy to przedsiębiorcę, czy zwykłego podatnika. Fanaberie władcy, które poddani musieli znosić w zamierzchłej przeszłości, odeszły do lamusa. Mamy czasy współczesne. Chyba że się mylę... ©?