Już pierwsze przymiarki do pociągnięcia prezesa Rzeplińskiego do odpowiedzialności karnej budzą mocną polityczną krytykę.
Za sprawą decyzji warszawskiej Prokuratury Okręgowej zostało wznowione postępowanie sprawdzające, czy prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński nie dopuścił się przestępstwa przekroczenia uprawnień. W jaki sposób? Poprzez wyznaczenie do sprawy 9 marca nad tzw. nowelą naprawczą dwunastoosobowego składu sędziowskiego, a więc niezgodnego z tą ustawą (wymaga ona co najmniej 13 sędziów), oraz poprzez ignorowanie trzech sędziów zaprzysiężonych przez prezydenta, ale od miesięcy niedopuszczanych do orzekania.
Przestępstwo nadużycia funkcji (art. 231 kodeksu karnego) dotyczy każdego urzędnika, także prezesa TK. Z tą różnicą, że najwyżsi urzędnicy korzystają z immunitetu, a za naruszenie konstytucji lub np. kodeksu karnego w zakresie swego urzędowania są pociągani przed Trybunał Stanu. Ze względu na jego nieskuteczność jest on raczej przywilejem dla podsądnych, ale jemu sędziowie TK nie podlegają. Oznacza to, że prezes TK za naruszenia prawa odpowiada przed zwykłym sądem, z tym że może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej tylko za zgodą Zgromadzenia Ogólnego TK podjętą bezwzględną większością głosów.
Wniosek o uchylenie immunitetu składa prokurator generalny, kiedy prokuratura prowadząca śledztwo ustali, że zebrane dowody uwiarygadniają popełnienie przestępstwa.
Wiesław Kozielewicz, sędzia karny Sądu Najwyższego, znawca tematyki odpowiedzialności sędziów, wskazuje, że organ uchylający immunitet musi dysponować wiarygodnymi dowodami, że osobie można postawić konkretny zarzut, a szkodliwość czynu nie jest znikoma.