Ruch lotniczy w Polsce rośnie z roku na rok, bo do regularnych linii lotniczych w coraz większym stopniu dołączają tzw. low costy i loty czarterowe do najpopularniejszych miejscowości wypoczynkowych w Europie i na świecie. O ile w 2015 r. nasze lotniska obsłużyły 27,2 mln pasażerów, to w 2016 – już ponad 34 mln, co oznacza ponad 12-proc. wzrost. Największy w nim udział miały linie lowcostowe (53 proc.), na linie regularne przypadło 37 proc., a na czartery 10 proc. Prognozy przewidują, że podobnie będzie rósł ruch lotniczy także w następnych latach, a liczba pasażerów obsługiwanych przez lotniska w całej Polsce może sięgnąć w 2030 r. ok. 60 mln.
W czołówce krajowych lotnisk niezmiennie jest warszawskie Okęcie, a za nim: Kraków-Balice, Katowice-Pyrzowice, Gdańsk, Wrocław i Poznań oraz dynamicznie rozwijające się lotnisko Warszawa-Modlin. Oto statystki za ostatnie lata dla Okęcia i Modlina: odpowiednio 11,2 mln oraz 2,59 mln pasażerów w roku 2015 oraz 12,8 mln i 2,86 mln w 2016. Przy prognozie 10-proc. wzrostu ruchu rocznie Okęcie w 2028 r. mogłoby teoretycznie obsługiwać 41 mln pasażerów, a Modlin – niemal 9 mln, co wydaje się jednak mocno nierealistyczne, bo obecnego tempo przyrostu nie sposób utrzymać. Bardziej realny jest coroczny wzrost o 5 proc., co daje bardziej wiarygodną prognozę odpowiednio ok. 23 mln oraz ponad 5 mln pasażerów.
Wizja za 30 mld zł
Przy tak dobrych perspektywach rozwoju ruchu pasażerskiego (nie zapominajmy też o przewozach towarów) Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów niespodziewanie poparł projekt budowy Centralnego Portu Lotniczego dla Polski. Miałby on obsłużyć 50 mln pasażerów rocznie, a jak z entuzjazmem mówił wicepremier Morawiecki, nawet 180 mln, bo zbudujemy międzynarodowy hub. Piękna wizja, mająca kosztować 20–30 mld zł, bez dofinansowania z UE, bo Unia zaprzestała finansowania lotnisk, których w Europie jest nadmiar.
Niestety, przy bliższej analizie ta wizja wydaje się nierealna. Jeśli ruch lotniczy rzeczywiście wzrośnie do 50–60 mln pasażerów rocznie na wszystkich lotniskach w Polsce (a jest ich 15), nie ma najmniejszego sensu wyrzucać w piaski między Łodzią a Warszawą kilkudziesięciu miliardów złotych. Przecież nowe lotnisko w porywach być może obsługiwałoby ledwie połowę prognozowanego ruchu, zakładając utrzymanie go na obu istniejących już lotniskach w Warszawie (ok. 28 mln pasażerów).
Nie wyobrażam sobie również, by z powodu budowy centralnego portu lotniczego zaprzestały działalności takie lotniska, jak Balice, Pyrzowice, Gdańsk, Wrocław, Poznań, nie wspominając o Rzeszowie, Szczecinie czy Lublinie. A musiałyby to zrobić, by zapewnić ruch na CPL.