Skrzydlate mrzonki polityków

„Biały słoń" w postaci centralnego portu to bardzo kosztowna zabawka, projekt niepoparty rzetelnymi analizami kosztu budowy takiego molocha.

Aktualizacja: 20.03.2017 20:34 Publikacja: 20.03.2017 19:19

Skrzydlate mrzonki polityków

Foto: materiały prasowe

Ruch lotniczy w Polsce rośnie z roku na rok, bo do regularnych linii lotniczych w coraz większym stopniu dołączają tzw. low costy i loty czarterowe do najpopularniejszych miejscowości wypoczynkowych w Europie i na świecie. O ile w 2015 r. nasze lotniska obsłużyły 27,2 mln pasażerów, to w 2016 – już ponad 34 mln, co oznacza ponad 12-proc. wzrost. Największy w nim udział miały linie lowcostowe (53 proc.), na linie regularne przypadło 37 proc., a na czartery 10 proc. Prognozy przewidują, że podobnie będzie rósł ruch lotniczy także w następnych latach, a liczba pasażerów obsługiwanych przez lotniska w całej Polsce może sięgnąć w 2030 r. ok. 60 mln.

W czołówce krajowych lotnisk niezmiennie jest warszawskie Okęcie, a za nim: Kraków-Balice, Katowice-Pyrzowice, Gdańsk, Wrocław i Poznań oraz dynamicznie rozwijające się lotnisko Warszawa-Modlin. Oto statystki za ostatnie lata dla Okęcia i Modlina: odpowiednio 11,2 mln oraz 2,59 mln pasażerów w roku 2015 oraz 12,8 mln i 2,86 mln w 2016. Przy prognozie 10-proc. wzrostu ruchu rocznie Okęcie w 2028 r. mogłoby teoretycznie obsługiwać 41 mln pasażerów, a Modlin – niemal 9 mln, co wydaje się jednak mocno nierealistyczne, bo obecnego tempo przyrostu nie sposób utrzymać. Bardziej realny jest coroczny wzrost o 5 proc., co daje bardziej wiarygodną prognozę odpowiednio ok. 23 mln oraz ponad 5 mln pasażerów.

Wizja za 30 mld zł

Przy tak dobrych perspektywach rozwoju ruchu pasażerskiego (nie zapominajmy też o przewozach towarów) Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów niespodziewanie poparł projekt budowy Centralnego Portu Lotniczego dla Polski. Miałby on obsłużyć 50 mln pasażerów rocznie, a jak z entuzjazmem mówił wicepremier Morawiecki, nawet 180 mln, bo zbudujemy międzynarodowy hub. Piękna wizja, mająca kosztować 20–30 mld zł, bez dofinansowania z UE, bo Unia zaprzestała finansowania lotnisk, których w Europie jest nadmiar.

Niestety, przy bliższej analizie ta wizja wydaje się nierealna. Jeśli ruch lotniczy rzeczywiście wzrośnie do 50–60 mln pasażerów rocznie na wszystkich lotniskach w Polsce (a jest ich 15), nie ma najmniejszego sensu wyrzucać w piaski między Łodzią a Warszawą kilkudziesięciu miliardów złotych. Przecież nowe lotnisko w porywach być może obsługiwałoby ledwie połowę prognozowanego ruchu, zakładając utrzymanie go na obu istniejących już lotniskach w Warszawie (ok. 28 mln pasażerów).

Nie wyobrażam sobie również, by z powodu budowy centralnego portu lotniczego zaprzestały działalności takie lotniska, jak Balice, Pyrzowice, Gdańsk, Wrocław, Poznań, nie wspominając o Rzeszowie, Szczecinie czy Lublinie. A musiałyby to zrobić, by zapewnić ruch na CPL.

Alternatywa dla CPL

Możliwy jest inny scenariusz. Przesunięcie całego ruch lotniczego low costów i czarterów z Okęcia do Modlina, przy rozbudowie infrastruktury w tym ostatnim (nowsze systemy ILS, dodatkowe pasy, terminale i szybka kolej dojazdowa), uwolni część przepustowości Okęcia w pierwszym okresie. A dalsza modernizacja umożliwi obsługę prawdopodobnie ponad 24 mln pasażerów rocznie.

„Biały słoń" w postaci centralnego portu to bardzo kosztowna zabawka, projekt niepoparty rzetelnymi analizami kosztu budowy takiego molocha. Nie uwzględnia również kosztu zamknięcia lotnisk w Modlinie i na Okęciu (i prawdopodobnie w Łodzi).

Doposażenie warszawskich lotnisk, a w szczególności połączenie szybkim transportem szynowym Okęcia z Modlinem przez stację Warszawa Centralna, budowa nowego pasa startowego w Modlinie o długości 3500 m to podstawowe warunki dalszego dynamicznego rozwoju tych dwóch potrzebnych lotnisk, bez konieczności budowy nowego kolejnego portu lotniczego, który może skończyć jak nieszczęsne lotniska w Radomiu i Gdyni.

Te inwestycje – niezbędne dla obsługi ruchu lotniczego – będą dużo mniej kosztowne niż budowa nowego lotniska, którego koszt, sądząc po przykładach z innych krajów (Bangkok, Dubaj, nowe lotnisko w Berlinie) wyniesie więcej niż dzisiejsze nader optymistyczne założenia.

Megalomania, czy to lokalna czy to na skalę kraju, z reguły się źle kończy, a Polski długo nie będzie stać na wyrzucenie w błoto 30 mld zł. Za te pieniądze możemy sfinansować połowę kosztu budowy elektrowni jądrowej, której tak bardzo będziemy potrzebować w perspektywie dziesięciu lat (w tym dla zapewnienia dostaw energii dla lotnisk obsługujących rosnący ruch lotniczy).

Autor jest ekonomistą, członkiem Polskiej Rady Biznesu oraz członkiem rad nadzorczych spółek notowanych na GPW.

Ruch lotniczy w Polsce rośnie z roku na rok, bo do regularnych linii lotniczych w coraz większym stopniu dołączają tzw. low costy i loty czarterowe do najpopularniejszych miejscowości wypoczynkowych w Europie i na świecie. O ile w 2015 r. nasze lotniska obsłużyły 27,2 mln pasażerów, to w 2016 – już ponad 34 mln, co oznacza ponad 12-proc. wzrost. Największy w nim udział miały linie lowcostowe (53 proc.), na linie regularne przypadło 37 proc., a na czartery 10 proc. Prognozy przewidują, że podobnie będzie rósł ruch lotniczy także w następnych latach, a liczba pasażerów obsługiwanych przez lotniska w całej Polsce może sięgnąć w 2030 r. ok. 60 mln.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację