Zaangażowanie wielu osób na rzecz publicznej obrony Konstytucji jest świadectwem rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w rezultacie transformacji ustrojowej. Tego zaangażowania nie może spowodować ani zatrzymać żaden gest i żadne wystąpienie, także pierwszej prezes Sądu Najwyższego. Uzależnianie obrony niezależności sądów i niezawisłości sędziów od jakiejkolwiek i czyjejkolwiek wypowiedzi, to przejaw pomniejszania znaczenia rzeczywistych motywów zaangażowania. Chodzi o los Rzeczypospolitej uzależniony od poparcia obywateli dla demokratycznego państwa prawnego w sporze o władzę sądowniczą, zwłaszcza, że wszystkim nam zależy, by nie można było pomylić płomienia wolności z płomykiem świecy. Płomień wolności nie gaśnie przecież nawet wtedy, gdy już zgasną świeczki.

Symbolem społecznego poparcia dla niezależności sądów i niezawisłości sędziów stały się w minionym roku światła niesione przez uczestników manifestacji spotykających się przed budynkami sądów. Były znakiem sprzeciwu wobec ustaw, które stworzyły podstawy podporządkowania sądów władzy wykonawczej.

Jako pierwsza prezes SN wielokrotnie zabierałam głos w tej sprawie, opiniując projekty zmian w regulacjach dotyczących Prawa o ustroju sądów powszechnych, Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego, uczestnicząc w obradach Sejmu i jego komisji, jak też przygotowując propozycję zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, zmian zgodnych z Konstytucją RP.

Mam nadzieję, że wystąpienia w obronie Konstytucji i porządku prawnego miały znaczenie dla mobilizacji społecznego ruchu obrony sądów. Jako sędzia i obywatelka uważam, że nikt w takiej sytuacji nie mógł i nie może milczeć. Milczenie byłoby znakiem zgody na łamanie Konstytucji, a tego zaakceptować nie można. Każdy powinien podejmować działania w sposób, jaki uzna za właściwy i jemu dostępny. Najważniejsze jest działanie, a nie recenzowanie, nawet jeśli ktoś potrafi to robić z wdziękiem.