Warszawski Sąd Okręgowy uznał, że minister Ziobro bezprawnie naruszył dobre imię sędzi Morawiec, publikując na stronach internetowych komunikat. Stworzono w nim mylne wrażenie, jakoby dymisja sędzi Morawiec z prezesowskiej funkcji wiązała się z nieodpowiednim nadzorowaniem działalności dyrektora krakowskiego sądu i ze śledztwami w sprawie korupcji w Krajowym Centrum Zamówień – działającym zresztą nie przy Sądzie Okręgowym, lecz Apelacyjnym w Krakowie.

Czytaj także: Minister Ziobro przegrał proces z sędzią Morawiec. MS: będzie apelacja

Nie dziwię się wyrokowi, bo ministerialny komunikat stawiał tezę niemożliwą do uzasadnienia. Sędzia Morawiec nie mogła nadzorować dyrektora sądu, bo nie ma takich uprawnień. W nowym komunikacie ministerstwa czytamy, że argumenty z uzasadnienia wyroku zdejmują z prezesów wszystkich sądów odpowiedzialność za nadzór nad dyrektorami. Czyżby minister zapomniał, że sam nowelizacją prawa o ustroju sądów powszechnych odebrał ten nadzór prezesom i dyrektorów uczynił tylko własnymi podwładnymi? A może to nie był taki dobry pomysł?

Przecież nawet przed tą zmianą przepisów nadzór prezesa nad dyrektorem już był ograniczony, bo nie mógł dotyczyć kilku istotnych kwestii. Na przykład finansowych, gospodarczych, kontroli finansowej, gospodarowania mieniem Skarbu Państwa czy audytu. Prezes nie mógł też wyręczać dyrektora w reprezentowaniu Skarbu Państwa co do powierzonego mienia i zadań sądu. A półtora roku temu nadzór ministra poszedł jeszcze dalej i prezes nie ma już nic do powiedzenia.

Nikt nie lubi przegrywać procesów. Ale uzasadnianie dymisji prezesa sądu chybionymi argumentami może się zemścić podwójnie. To już lepiej było odwołać prezes Morawiec tak jak wielu innych – bez żadnego uzasadnienia. ©?