Cezary Stypułkowski: Frankowicze są wkręcani w procesy

Falę wypowiedzi prawników, w których bierze górę radykalizm interpretacyjny, można potraktować jako nieodpowiedzialną autopromocję – pisze prezes mBanku.

Publikacja: 12.01.2017 20:24

Cezary Stypułkowski

Cezary Stypułkowski

Foto: Rzeczpospolita, Waldemar Kompała

Od miesięcy ton dyskusji na temat kredytów frankowych nadają prawnicy. Kancelarie prowadzące sprawy frankowiczów przeciwko bankom chętnie udzielają wywiadów. Ta wyjątkowo jednostronna, zniekształcona narracja antybankowa ma zachęcić naszych klientów do niewykonywania umów i procesowania się przed sądem.

Populistyczne argumenty przeważnie nie zostawiają przestrzeni na osadzoną w realiach 30-letnich umów argumentację, która powinna być bliższa roli odpowiedzialnego doradcy prawnego. Takiej racjonalnej argumentacji wymaga uczciwość debaty publicznej. Wypowiadając się w tych kwestiach, powinniśmy być bardziej powściągliwi, gdyż w obrocie konsumenckim nikt z nas – zarówno klienci, bankowcy, jak i prawnicy, sądy, UOKiK czy rzecznik finansowy – nie miał do tej pory do czynienia ze sporami dotyczącymi umów o takiej perspektywie czasowej.

Jako prezes banku, który ma znaczący portfel kredytów we frankach, i jako doktor nauk prawnych wielokrotnie polemizowałem z tezami głoszonymi przez reprezentantów frankowiczów (patrz www.cezarystypulkowski.pl). Falę ostatnich wypowiedzi prawników, w których bierze górę radykalizm interpretacyjny, można byłoby potraktować jako nieodpowiedzialną autopromocję świadczonych usług w aurze stopniowego załamywania się fundamentów prawa. Zwłaszcza że ewolucja poglądów i treści formułowanych pozwów zdaje się zmierzać od „nienależytego wykonywania umów", poprzez wnioskowanie o uznanie „abuzywności klauzul", aż po postulaty „uznania nieważności" umów kredytowych. Przypomnę, że nie chodzi o zakup butów, ale o umowy kilkudziesięcioletnie, powiązane ze skomplikowanymi bilansami banków i masowym importem kapitału z zagranicy.

Publiczne sugerowanie, że zaciągniętych kredytów nie trzeba spłacać, jest dewastujące dla kultury stosunków umownych w Polsce i może spowodować daleko idące konsekwencje, których skutków nie możemy przewidzieć. Może też być swoistą formą powrotu do czegoś, co określałem jako „polską szkołę bankową": pożyczyć, nie oddać, zredukować dług. Pamiętajmy, że nasza polska reputacja w środowiskach finansowych obciążona jest „hipoteką" redukcji długu sprzed ponad 20 lat.

W warunkach narastającej fali swoistego nihilizmu prawniczego i coraz częściej pojawiających się wezwań i argumentów niektórych prawników do uznania nieważności walutowych umów kredytowych rzetelność wymaga zaprezentowania również reprezentowanego przez banki stanowiska, które wyrasta z przekonania, że umowy powinny być dotrzymywane. Przedstawię zatem argumenty podważające zarzuty podnoszone przez naszych przeciwników procesowych.

1. Nie ma podstaw do uznania umów o kredyt indeksowany i denominowany za nieważne. Na poparcie stanowiska o rzekomej nieważności umów jako niespełniających kryteriów prawa bankowego przytacza się nieprawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie (sygn. akt III C 1073/14). Błędnie ustala on, że skutkiem rzekomej abuzywności klauzuli waloryzacyjnej jest nieważność umowy o kredyt.

W tej sytuacji przypomnieć należy wyrok Sądu Najwyższego (SN) z początku 2016 r. (I CSK 1049/14), zgodnie z którym umowa kredytu indeksowanego mieści się w konstrukcji ogólnej umowy kredytu bankowego i jest jej możliwym wariantem. Również w sprawie kierowanego przeze mnie banku – choć ostatecznie przegraliśmy ze względu na formalne nieprawidłowości związane z doręczeniem wypowiedzenia umowy – SN w ustnych motywach wyroku podkreślił, że umowa jest ważna, a kredyt należy spłacać (II CSK 750/15). SN nie ustalił nieważności tych umów, choć miał takie uprawnienie, a okoliczności spraw przezeń rozpoznawanych były w tym zakresie takie same jak ta, którą rozpoznawał Sąd Okręgowy w Warszawie.

Wnioski przeczące tezie o nieważności umów o kredyt indeksowany wynikają też ze stanowiska Sądu Najwyższego do projektu ustawy o zasadach zwrotu niektórych należności wynikających z umów kredytu i pożyczki. SN uznaje takie umowy za ważne, wskazując, że roszczenia kredytobiorców o rozliczenie spreadu powinny dotyczyć tylko okresu do wejścia w życie ustawy antyspreadowej, i to z zastrzeżeniem, że umowa kredytowa wcześniej nie przyznawała prawa do spłaty kredytu w walucie indeksacji. Bo jeśli tak było, żadne roszczenia o zwrot spreadu nie powstają.

2. Nie doszło do zmiany kierunku orzecznictwa na korzyść frankowiczów. Jedno orzeczenie nie oznacza wszak zmiany całej linii orzecznictwa. Naszym klientom, kredytobiorcom frankowym należy się pełna informacja nt. bieżącego orzecznictwa, zanim zachęceni wypowiedziami antybankowych prawników podejmą decyzję, która skutkować może wypowiedzeniem kredytu. W ostatnich miesiącach zapadło wiele orzeczeń na korzyść naszego banku i innych, np.:

? prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 3.10.2016 r. (I ACa 645/16),

? wyrok z 17.11. 2016 r. Sądu Okręgowego w Elblągu (I C 5/16),

? wyrok z 13.10.2016 r. Sądu Okręgowego we Wrocławiu (I C 188/16),

? wyrok z 22.11.2016 r. Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie I Wydział Cywilny (I C 2500/16),

? wyrok z 12.09.2016 r. Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia w Warszawie I Wydział Cywilny (I C 1798/16).

3. Wbrew twierdzeniom prawników kredytobiorców banki nie ustalały dowolnie kursu franka. Kurs stosowany przez nasz i inne banki jest wyznaczany przez rynek walutowy, na co zwrócił uwagę Sąd Okręgowy w Szczecinie (I C 523/15). Bank na ten kurs nie ma wpływu. To, co zależy od niego, to spread. W korzystnych dla banków wyrokach sądy podkreślają, że kredytobiorcy, powołując się na brak w umowach zasad ustalania spreadu, powinni wykazać, że rzeczywiście został on zawyżony i był nieuczciwy. Nie mogą na tej podstawie uchylić się od wykonywania umowy o kredyt indeksowany i spłaty kredytu.

Co więcej, nawet w tych sprawach, gdzie sądy uznają, że postanowienia odsyłające do tabel kursowych banku mają charakter abuzywny, podkreśla się, że taka kwalifikacja postanowień nie pozbawia umowy jej indeksowanego charakteru, gdyż sama indeksacja nie jest abuzywna. Takie stanowisko wyraził nie tylko Sąd Okręgowy w Szczecinie, ale także Sąd Okręgowy w Warszawie (XXIV C 837/14), Sąd Okręgowy w Krakowie (I C 2274/14), a także Sąd Okręgowy w Gliwicach (I C 289/14). Orzeczenia te są zgodne z poglądem SN w sprawie odnoszącej się do naszego banku, a dotyczącej klauzuli zmiennego oprocentowania, w której SN podkreślił: „Eliminacja danej klauzuli umownej jako konsekwencja tej abuzywności nie może prowadzić do sytuacji, w której następowałaby zmiana prawnego charakteru stosunku zobowiązaniowego".

4. Kredytobiorcy wiedzieli o ryzyku walutowym. Świadomość zmienności kursów jest powszechna. Ponadto banki informowały o ryzyku z tym związanym. Powołana przez ministra finansów Fundacja na rzecz Kredytu Hipotecznego zarówno w 2006, jak i w 2007 r. publikowała informatory dla kredytobiorców opisujące ryzyko walutowe i stopy procentowej.

W tych publikacjach w sposób wyczerpujący opisywano charakter kredytu walutowego, ryzyka związane z jego zaciągnięciem wraz z upływem czasu i pojęcia używane w umowach kredytu. Kredytobiorcy stojący przed decyzją mogli się zapoznać ze specyfiką tych umów, sięgając po informator lub odwiedzając strony internetowe. Mam nieodparte wrażenie, że wielu prawników formułujących kategoryczne sądy w kwestii statusu umów walutowych ignoruje to oficjalne źródło informacji. Wydaje się, że również sądy nie sięgają doń systematycznie.

Wskazać należy, że ryzyko to było bagatelizowane przez tych, którzy stali się trybunami interesów frankowiczów. Przykładowo, prezes UOKiK podkreślał, że wprowadzenie ograniczeń w udzielaniu kredytów walutowych jest rozwiązaniem zbyt daleko idącym, a ostateczna decyzja, jaki rodzaj kredytu wybrać, zawsze powinna należeć do kredytobiorcy. Organizowano nawet protesty przeciwko ograniczeniu udzielania kredytów frankowych. Co więcej, ustawa o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym definiuje przeciętnego konsumenta jako osobę, która jest „dostatecznie dobrze poinformowana, uważna i ostrożna". Doświadczeni prawnicy na pewno mają tego świadomość.

Niedawno jedna ze znanych warszawskich kancelarii informowała, że formuje grupę do pozwu zbiorowego przeciwko jednemu z banków. A projektowane nowe przepisy mają spory zbiorowe ułatwić. To zapewne wywoła nową falę autopromocyjnych działań prawników. Nie tędy droga! Chcę wierzyć, że ze zgiełku informacyjnego wyjdziemy, chroniąc nasz system umów przed dewastacją. Ukształtowanie się rozsądnej linii orzeczniczej zajmie trochę czasu, ale nie możemy pozwolić na przejęcie inicjatywy informacyjnej w tych sprawach ludziom, którzy poprzez kwestionowanie istoty walutowych umów kredytowych chcieliby zbudować nowy model biznesu prawniczego.

Od miesięcy ton dyskusji na temat kredytów frankowych nadają prawnicy. Kancelarie prowadzące sprawy frankowiczów przeciwko bankom chętnie udzielają wywiadów. Ta wyjątkowo jednostronna, zniekształcona narracja antybankowa ma zachęcić naszych klientów do niewykonywania umów i procesowania się przed sądem.

Populistyczne argumenty przeważnie nie zostawiają przestrzeni na osadzoną w realiach 30-letnich umów argumentację, która powinna być bliższa roli odpowiedzialnego doradcy prawnego. Takiej racjonalnej argumentacji wymaga uczciwość debaty publicznej. Wypowiadając się w tych kwestiach, powinniśmy być bardziej powściągliwi, gdyż w obrocie konsumenckim nikt z nas – zarówno klienci, bankowcy, jak i prawnicy, sądy, UOKiK czy rzecznik finansowy – nie miał do tej pory do czynienia ze sporami dotyczącymi umów o takiej perspektywie czasowej.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację