Firmom i pracownikom na ratunek

Ustawa o walce z koronawirusem jest z definicji prowizorką, dlatego konieczna jest natychmiastowa jej nowelizacja – ze względu na długoterminowe skutki walki z pandemią.

Aktualizacja: 16.03.2020 18:58 Publikacja: 16.03.2020 18:54

Firmom i pracownikom na ratunek

Foto: Adobe Stock

Drakońskie obostrzenia i izolacja kraju zarządzone przez polski i niektóre inne europejskie rządy są konieczne, choć epidemiolodzy twierdzą, że mogą nie dać oczekiwanych efektów szybkiego powstrzymania epidemii. Bowiem koronawirus już u nas jest i epidemia rozwija się lokalnie. Nawet jeśli efekty obostrzeń będą ograniczone, to długoterminowe, negatywne efekty gospodarcze są absolutnie gwarantowane.

Przyjęta przez rząd ustawa „o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19…” była faktycznie niezbędna i jedyny to chyba przypadek, gdzie można uznać „szybką ścieżkę” jej uchwalania. Deficyt czasu na konsultacje spowodował, że ustawa jest z definicji prowizorką, nie odnoszącą się do wielu bieżących sytuacji oraz zupełnie pomijającą spojrzenie do przodu – z przeciwdziałaniem skutkom długoterminowym, a nie tylko doraźnym.

Dlatego natychmiastowa nowelizacja ustawy jest konieczna. Organizacje gospodarcze mają tu swoje propozycje. Powszechnie wskazuje się na brak regulacji odnośnie strat spowodowanych koniecznymi działaniami władz publicznych, uregulowań prawnych dotyczących niezawinionych przez przedsiębiorców opóźnień i uchybień w wykonaniu zobowiązań kontraktowych, rekompensat za utracone doraźnie przychody.

Umykają jednak uwadze większości recenzentów obecnej ustawy efekty długoterminowe, zakotwiczone oczywiście w bieżącym kryzysie, ale takie, które odczuwać będziemy dłużej niż tylko w kilku najbliższych miesiącach. Warto więc uświadomić sobie, że walczymy nie tylko z epidemią, ale też musimy zaprojektować rozwiązania przeciw istotnym skutkom dla rynku pracy, dla zatrudnionych w gospodarce oraz samych przedsiębiorstw. Pierwsza ustawa ich problemów nie rozwiązuje.

Raz już mieliśmy w nieodległej przeszłości podobną sytuację. Wtedy, w odpowiedzi na światowy kryzys finansowy i gospodarczy 2008 roku, związki zawodowe i organizacje przedsiębiorców zdobyły się na kompromis i podpisały w marcu 2009 w BCC 13-punktowe porozumienie, które później było podstawą ustawy „o łagodzeniu skutków kryzysu”. Dla ochrony miejsc pracy i podtrzymania działalności firm dotkniętych nie mniej niż 25-proc. spadkiem obrotów zgodzono się mi.in na możliwość czasowego obniżenia czasu pracy i proporcjonalnie wynagrodzeń (za dopłatą z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych), na elastyczne gospodarowanie czasem pracy pracowników, na stypendia dla podnoszenia kwalifikacji zawodowych w okresie przestojów. Silniej chroniono też roszczenia pracownicze w razie niewypłacalności pracodawcy. Wówczas groźba utraty pracy była większym złem niż czasowe obniżenie zarobków.

Dziś jednak mamy inną sytuację niż w przypadku „paktu antykryzysowego” w 2009 roku. Można przywrócić niektóre zapisy szczegółowe tamtej ustawy, ale pamiętajmy, że gospodarka rozpędzona koniunkturą kilku ostatnich lat w swoisty sposób chroni pracowników na rynku zatrudnienia, który dziś absorbuje każdą parę rąk do pracy. A to, co obecnie jest największym zagrożeniem, to zagrożenie dla samych firm, szczególnie sektora MSP. Bierze się ono z groźby utraty bieżącej płynności, a w mniejszym stopniu z długoterminowej utraty przychodów.

Nie bez znaczenia jest też prosty fakt, że wybuch epidemii to faktycznie „wybuch” skutków doraźnych, gdy przedsiębiorstwa stają z dnia na dzień przed problemami niemożności skonsumowania wcześniej poczynionych wydatków, gdy nagle tracą rynki zbytu i zrywane są łańcuch dostaw, gdy firmy nie mogą normalnie działać i generować przychodów, ponoszą koszty. O ile firmy duże i o szerokim profilu działania mogą w skali roku problemu się nie bać, to firmy sektora MSP, nawet bardzo „zdrowe” lecz o ograniczonych zasobach kapitałowych, są zagrożone finansowo. Ich tarapaty mogą doprowadzić do upadłości, a co za tym idzie, do zwolnień pracowników. Potrzeba czasu, by się dostosowały.

Nie trzeba już nikogo przekonywać, że firmy sektora MSP to podstawa bytu i żywotności polskiej gospodarki. Dla ich ochrony w warunkach działania „siły wyższej” jaką jest epidemia, wymagane jest silne wsparcie prawne, finansowe i organizacyjne państwa. Naśmiewanie się publicysty pewnej czołowej gazety, że firmy winne liczyć nawet teraz na „niewidzialną rękę rynku” jest w wypadku pandemii kompletnie niezrozumiałe. W interesie państwa i społeczeństwa jest ochronienie się przed recesją i perturbacjami gospodarczymi, podobnymi do skutków stanu wyjątkowego.

Państwo winno okazać swą moc w dwu obszarach: prawnym i finansowym. Zmiany w prawie muszą tak dostosować otoczenie prawne biznesu, by tam, gdzie obowiązuje polskie prawo zabezpieczyć firmy przed roszczeniami, których źródłem są niezawinione sytuacje spowodowane pandemią. Wydaje się, że najbardziej efektywne byłoby ucinające wątpliwości redefiniowanie siły wyższej w prawie gospodarczym oraz zmiany w prawie zamówień publicznych zawieszające egzekwowanie kar umownych w uzasadnionych okolicznościami przypadkach.

Konieczne jest jawne, ustawowe przyjęcie odpowiedzialności Skarbu Państwa za skutki swoich niezbędnych dla zdrowia społeczeństwa działań, oraz przyjęcia co najmniej części ciężaru strat, spowodowanych w działalności różnych branż przez dezorganizujące efekty pandemii.

Katalog możliwych rozwiązań jest bogaty i cała energia Ministerstwa Rozwoju winna iść w stronę ich mądrego wdrożenia. Na stole są takie propozycje jak odroczenie płatności z tytułu składek ubezpieczeń społecznych i podatków, automatyzm zwrotów podatku VAT, alarmowe uruchomienie w BGK kredytów obrotowych dla firm wykazujących ujemne przepływy finansowe z przyczyn kryzysowych i wreszcie – bezpośrednie i znaczące wsparcie finansowe w postaci bezzwrotnych pożyczek wszędzie tam, gdzie walka z epidemią spowodowała wymierne i dokumentowo wykazywane straty operacyjne.

Limitem wsparcia winna być określona kwota na jednego zatrudnionego w każdej z branż. Koszty takiego wsparcia będą liczone w miliardach, ale jego brak będzie jeszcze bardziej kosztowny dla gospodarki i budżetu. Celem takiego wsparcia nie jest zwrócenie firmom utraconych dochodów, lecz partycypacja państwa w ponoszeniu ciężarów walki z epidemią, a tym samym ochrona poziomu życia i miejsc pracy.

By odróżnić działania ratunkowe dla „zdrowych” firm od wspierania firm niewydolnych już przed obecnym kryzysem, istnieje bardzo proste kryterium wsparcia: dodatni bilans dopiero co zakończonego roku obrotowego 2019. Beneficjentami wsparcia winne być nie tylko firmy prywatne, ale i wybrane firmy państwowe takie jak np. PLL LOT. Generalnie – firmy zmuszone do zawieszenia lub silnego ograniczenia działań, szczególnie w branży transportowej i turystycznej. W świetle ostatnich stanowisk Komisji Europejskiej, nie ma tu obawy o podniesienie kwestii niedozwolonej pomocy publicznej.

Walka z epidemią spowoduje duże straty biznesowe w każdym obszarze gospodarki. Posunięcia dyktowane celem wyższym, jakim jest zdrowie społeczeństwa, będą bez wątpienia terminalne dla zbyt wielu przedsiębiorstw, by problem zlekceważyć. To wskazuje, że zdecydowane choć kosztowne działania Państwa są nie tylko pożądane, ale i konieczne dla ochrony również zdrowia gospodarki, rozumianej jako system naczyń połączonych. Miejmy nadzieję, że w dobie dominacji celów propagandowych nad celami gospodarczymi, te ostanie jednak się w oczach decydentów obronią.

Dr Wojciech Warski jest przedsiębiorcą, członkiem „Team Europe”, w latach 2011-2019 wiceprzewodniczącym Rady Dialogu Społecznego i wiceprezesem BCC.

Drakońskie obostrzenia i izolacja kraju zarządzone przez polski i niektóre inne europejskie rządy są konieczne, choć epidemiolodzy twierdzą, że mogą nie dać oczekiwanych efektów szybkiego powstrzymania epidemii. Bowiem koronawirus już u nas jest i epidemia rozwija się lokalnie. Nawet jeśli efekty obostrzeń będą ograniczone, to długoterminowe, negatywne efekty gospodarcze są absolutnie gwarantowane.

Przyjęta przez rząd ustawa „o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19…” była faktycznie niezbędna i jedyny to chyba przypadek, gdzie można uznać „szybką ścieżkę” jej uchwalania. Deficyt czasu na konsultacje spowodował, że ustawa jest z definicji prowizorką, nie odnoszącą się do wielu bieżących sytuacji oraz zupełnie pomijającą spojrzenie do przodu – z przeciwdziałaniem skutkom długoterminowym, a nie tylko doraźnym.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację