Paweł Kowal: Spokojnie, to tylko Brexit

Spotkanie w Berlinie, konsultacje w Pradze, dyskusja w Warszawie, szum dyplomatycznych falban przeszedł przez mniej zjednoczoną Europę. Emocje, propozycje, złośliwostki.

Aktualizacja: 30.06.2016 08:07 Publikacja: 29.06.2016 18:06

Paweł Kowal: Spokojnie, to tylko Brexit

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Minister Steinmaier był w ostatnich dniach jak wypisz wymaluj jeden z profesorów, który odczytywał nam z pożółkłych kartek wykład znany już studentom starszym o trzy pokolenia.

Jeśli naprawdę sytuacja jest poważna, to tym bardziej trzeba się zastanowić. Jeśli naprawdę jest "nowa", to tym bardziej na nic stare programy i pomysły. Jak to w życiu, czasem trzeba się przespacerować się po Łazienkach, dać sobie chwilę. Koncept "Europy Ojczyzn" cokolwiek dzisiaj pod nim rozumiemy, pochodzi sprzed kilkunastu lat. W pewnym sensie został zakwestionowany w referendum brytyjskim, okazało się bowiem, że tłumaczenie obywatelom, że "mniej Europy, to lepiej", może prowadzić do tego, że ludzie słusznie pokombinują, że może w takim razie najlepiej "jeszcze mniej" albo całkiem zero.

Podobnie oferta ograniczeń w przepływie osób – składana podobno w imieniu Polski – może dać efekt odwrotny od zamierzonego. Znajdą się kolejni unijni politycy żądni reelekcji w swoich państwach, którzy zechcą negocjować "na Camerona", przyjmą ustępstwa, a potem i tak pohuśtają europejską łódką. Porządnie trąci myszką wracanie do starej śpiewki "więcej, głębiej" i żądanie przyspieszenia integracji europejskiej od jutra. Nie trzeba Talleyranda by zrozumieć, że tamto przeminęło z wiatrem, a dzisiaj może to dać co najwyżej wiatr w żagle pani Le Pen.

Gdy zaczynały się dyskusje o unii bankowej Sarkozy, wtedy prezydent Francji, zaprosił na poranną czarną do Pałacu Elizejskiego wszystkich, którzy się na tym znali. Może więc zacząć u nas od kawy? Przyjdzie czas na filozofowanie o wielkich kryzysach, teraz jest raczej moment na solidną analizę sytuacji.

Naturalny rezerwuar wiedzy to byli negocjatorzy, szefowie UKiE (teraz widać, jak nieszczęśliwie rozwiązanego za poprzednich rządów) i ministrowie ds. europejskich. Jakoś czułby się człowiek lepiej, gdyby był pewien, że niezależnie od różnic politycznych zadzwonił ktoś z Najważniejszego Telefonu z zaproszeniem na wspólną kawę do Ewy Ośnieckiej, Danuty Huebner, Jacka Saryusz Wolskiego i jeszcze kilku osób. Nic nie szkodzi zapytać. Aż szkoda nie skorzystać z doświadczenia, co się Polsce należy.

Autor jest historykiem i publicystą. Był posłem i europosłem, a w latach 2006–2007 wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego

Minister Steinmaier był w ostatnich dniach jak wypisz wymaluj jeden z profesorów, który odczytywał nam z pożółkłych kartek wykład znany już studentom starszym o trzy pokolenia.

Jeśli naprawdę sytuacja jest poważna, to tym bardziej trzeba się zastanowić. Jeśli naprawdę jest "nowa", to tym bardziej na nic stare programy i pomysły. Jak to w życiu, czasem trzeba się przespacerować się po Łazienkach, dać sobie chwilę. Koncept "Europy Ojczyzn" cokolwiek dzisiaj pod nim rozumiemy, pochodzi sprzed kilkunastu lat. W pewnym sensie został zakwestionowany w referendum brytyjskim, okazało się bowiem, że tłumaczenie obywatelom, że "mniej Europy, to lepiej", może prowadzić do tego, że ludzie słusznie pokombinują, że może w takim razie najlepiej "jeszcze mniej" albo całkiem zero.

Publicystyka
Wybory samorządowe to najważniejszy sprawdzian dla Trzeciej Drogi
Publicystyka
Marek Migalski: Suwerenna Polska samodzielnie do europarlamentu?
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Zamach pod Moskwą otwiera nowy, decydujący etap wojny
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Donalda Tuska na 100 dni rządu łatwo krytykować, ale lepiej patrzeć w przyszłość
Publicystyka
Estera Flieger: PiS choćby i z Orbánem ściskającym Putina, byle przeciw Brukseli