Nowoczesne, naszpikowane najnowszymi technologiami autobusy zatrzymujące się na inteligentnych przystankach. Elektryczne rowery i hulajnogi, śmigające po jezdniach, chodnikach, ścieżkach rowerowych, parkach i placach z prędkością, której nie powstydziłby się Michał Kwiatkowski. A zanim na miejskie trasy wyruszą tłumnie autonomiczne auta czy latające taksówki, centra miast zdobywa nowy trend – mobilność jako usługa. Współdzielone auta, jednoślady, ale nie tylko. Jak piszemy dziś w „Mieście przyszłości" >r3, nową ikoną mobilności miejskiej – oczywiście ekologicznej i w wersji smart – ma być Triggo. Polski pojazd elektryczny, który szerszej publiczności przedstawi się już w przyszłym tygodniu

Piszę o sprawach związanych z komunikacją, ponieważ to na tym polu jesteśmy w ostatnich latach świadkami ogromnych zmian. Poświęcono im tysiące artykułów – „Życie Regionów" również ma w tym swój udział. Entuzjazm jest tak wielki, że coraz częściej mówi się o rewolucji w miejskiej mobilności. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że zmiany, nawet rewolucyjne, są potrzebne. Wystarczy wsiąść do samochodu i wyjechać na miasto w godzinach szczytu. A jeszcze lepiej zostawić auto w domu i spróbować dojechać do celu rowerem. Emocje gwarantowane.

Uczciwie trzeba jednak przyznać, że zmienia się dużo. Ruch uliczny jest cywilizowany, włodarze wielu polskich miast skutecznie zachęcają mieszkańców do korzystania z przyjaznego pasażerowi transportu publicznego, a w miejskich radach i ratuszach coraz wyraźniej słychać głos rowerzystów. Wydaje się jednak, że w tym rewolucyjnym zapale zapomina się często o... człowieku. Każdym kierowcy, maszyniście, taksówkarzu, rowerzyście. O pieszym. A pułapek czyhających na piechurów w miejskiej dżungli jest bez liku. Wąskie, dziurawe chodniki, zastawione do tego źle zaparkowanymi samochodami, grodzone osiedla czy ogródki działkowe, słaby, a często właściwie nieistniejący system oznaczeń, brak toalet publicznych, szerokie, wielopasmowe jezdnie czy trudne do przekroczenia tory kolejowe. O wszystkich barierach piszemy dziś w naszym Temacie tygodnia >R4 – 7. Tak jak o pierwszych jaskółkach zmian – m.in. z Warszawy, Lublina, Wrocławia, Gdańska czy Bydgoszczy, które tworząc własne „piesze standardy", wyznaczają standardy dla innych miast. Mam nadzieję, że na naśladowców nie trzeba będzie długo czekać.

Palącą potrzebę poprawy jakości miejskiej mobilności widzi również prezydent elekt Wrocławia. „We Wrocławiu mamy już 670 aut na tysiąc mieszkańców, a więc wyższy wskaźnik niż średnia europejska. Centra starych miast, takich jak Wrocław, nie są na to zwyczajnie przygotowane" – mówi Jacek Sutryk w „Rozmowie tygodnia" >R8 – 9. I chociaż twierdzi, że nie zamierza szykanować kierowców, to w trakcie kampanii zapowiadał, że najwięcej uwagi jako prezydent chciałby poświęcić stworzeniu w mieście sensownej alternatywy dla aut, którą ma być m.in. rozbudowana sieć transportu publicznego. Mieszkańcy też chyba na to liczą. W końcu wybrali go w pierwszej turze.