Niewiele ryzykując, można postawić tezę, że początków tej sytuacji należy szukać w okolicach ostatnich wyborów parlamentarnych. Do pewnego stopnia jest to zrozumiałe. W końcu w samorządach dominują teraz władze związane, kojarzone czy choćby ideowo bliższe obecnej opozycji parlamentarnej, w której wyłoniony po wyborach z 2015 r. rząd widzi przeciwnika „totalnego".

Przykładów tego stałego napięcia na linii rząd – samorządowcy uzbierało się już wiele. Najgłośniejszym i najmocniej komentowanym są pewnie zmiany w ordynacji wyborczej. Liczne „nieporozumienia" często mają swoją genezę w – wydaje się – niepohamowanym apetycie centralnej władzy na... władzę właśnie. Odcinając kolejne punkty z listy kompetencji lokalnych włodarzy, rząd nie przyczynia się jednak do szybszego rozwoju kraju. Raczej do zachwiania względnej równowagi, którą udawało się utrzymywać m.in. dzięki odkręcanej dziś powoli reformie samorządowej.

Warto w tym kontekście spojrzeć również na przyjętą niedawno przez Sejm ustawę o wspieraniu nowych inwestycji, która całkowicie zmienia obowiązujące do tej pory przy ściąganiu inwestorów reguły gry (zajmujemy się dziś tą sprawą w Temacie Tygodnia >R4-7). Ustawa realizuje ogłoszone już dość dawno temu przez premiera Morawieckiego nośne hasło „cała Polska strefą ekonomiczną". I o ile samo hasło trudno uznać za kontrowersyjne, o tyle – jak często bywa – szczegółowe zapisy ustawy budzą już poważne wątpliwości samorządowców, którzy stracą część wpływu na decyzje dotyczące lokalizacji nowych inwestycji. Obawiają się oni również, że efekty przyjęcia nowych przepisów będą dokładnie odwrotne od zamierzonych. Przedstawiciele rządu deklarują np., że rezygnacja z terytorialnego ograniczenia terenów objętych preferencjami dla inwestorów przyczyni się do wyrównania stopnia rozwoju różnych regionów kraju. Skoro nie będzie miało znaczenia, czy dana działka (co ważne, także prywatna) objęta jest obszarem SSE, czy nie, łatwiej będzie o nowe projekty na terenach, na które inwestorzy – szczególnie zagraniczni – do tej pory się nie zapuszczali. Samorządowcy widzą to inaczej – twierdzą, że dojdzie do zacementowania obecnej sytuacji, gdy naprawdę duże inwestycje trafiają niemal wyłącznie do dużych aglomeracji w pobliżu szybkich dróg.

Czy ich obawy są uzasadnione, dowiemy się dopiero za jakiś czas. Ale przepisów nikt już zmieniać nie będzie...

Ubocznym efektem narastającego konfliktu rządu z samorządowcami jest nie tylko niebezpiecznie rosnący poziom emocji we wzajemnych relacjach. Widać również coraz większe upolitycznienie lokalnych władz, co jest zapowiedzią niezwykle gorącej kampanii przed wyborami samorządowymi. „Jeżeli prezydenci, burmistrzowie nie zabierają głosu, to są oportunistami i chcą udawać, że w Polsce nie jest likwidowana niezależność sądownictwa" – mówi prezydent Gdańska Paweł Adamowicz w naszej Rozmowie Tygodnia >R8-9. „Miasto nie jest odseparowaną wyspą w kraju o nazwie Polska, dlatego obrona demokracji jest takim samym obowiązkiem dla osób niepełniących funkcji publicznych, jak i pełniących. Dla tych drugich zobowiązanie moralne jest jeszcze większe".