Właściciele mieszkań niespecjalnie się interesują tym, kto i na jakich zasadach zarządza ich budynkiem. Tak jest zawsze, gdy nie ma problemów. Budynek jest dobrze utrzymany, zaliczki są na przyzwoitym poziomie, a pieniądze wspólnoty nie wyciekają na prywatne konta członków zarządu.
Nie zawsze jednak jest tak pięknie, o czym świadczą telefony i listy czytelników. Ostatnio zadzwonił młody człowiek z Rzeszowa. Kupił po okazyjnej cenie mieszkanie w starej zabytkowej kamienicy. I okazało się, że kamienicą rządzi jeden człowiek. Jego decyzje w dramatyczny sposób odbijają się na stanie technicznym budynku. Wymaga gruntownego remontu, są nawet pieniądze na ten cel, ale co z tego. Wspólnota ma wprawdzie wybrany kilkuosobowy zarząd, ale najwięcej do powiedzenia ma tylko jedna osoba. Nie można podjąć żadnej decyzji wbrew jej woli. Większość mieszkańców to ludzie starsi, którzy chcą mieć święty spokój i wolą się nie narażać.
Z kolei czytelniczka z Warszawy opowiedziała historię sąsiadki, która jednoosobowo zarządza wspólnotą. Bez zgody ogółu właścicieli podnosi sobie wynagrodzenie. Na zarzuty, że o jej pensji decydują wszyscy właściciele w formie uchwały, wzrusza tylko ramionami. Bo jej wolno tak postąpić.
Konflikty we wspólnotach były i będą. Tego się nie uniknie. Ale po co się męczyć z zarządem, który szkodzi? Lepiej poszukać innej osób do zarządu lub wynająć profesjonalną firmę, a stary zarząd odwołać.