Obawy o dach nad głową rozwiały się, gdy tylko wysiadłem na dworcu w Sewastopolu. Tam podeszło do mnie kilka starszych pań oferujących pokoje w mieszkaniach. Gdy w końcu z jedną z nich się umówiłem, okazało się to strzałem w dziesiątkę. Bo zamiast w wątpliwej jakości poradzieckim hotelu albo w horrendalnie drogiej hacjendzie dla „nowych Ruskich", wylądowałem w przyzwoitym prywatnym mieszkaniu. Pan domu był emerytowanym marynarzem. Przez pół nocy z zapartym tchem słuchałem jego opowieści i anegdot z rejsów po całym świecie. W żadnym hotelu takiej atrakcji bym nie miał.
Nie mam pojęcia, czy ów wilk morski z żoną płacili jakieś podatki lub haracze za taki najem. Ale na całym półwyspie proceder prywatnego turystycznego najmu kwitł w najlepsze. Ówczesne władze Krymu dobrze wiedziały, że znaczna część jego mieszkańców żyje w biedzie, więc nie utrudniały zbytnio takiego domowego „hotelarstwa".
Nie mam wątpliwości, że dziś w atrakcyjnych miejscach Polski oficjalnie działająca baza noclegowa jest znacznie bogatsza niż na zaniedbanym Krymie kilkanaście lat temu. Naszym emerytom, czy w ogóle społeczeństwu, żyje się lepiej niż mieszkańcom Ukrainy. Tylko czy to jest powód, by państwo kładło łapę na tanim prywatnym najmie? Korzystają z nich przecież często zagraniczni studenci odwiedzający nasz kraj podczas wakacji. Dziś mają za płytką kieszeń na hotele. Ale za kilka lat będą zamożniejsi. Być może wrócą do Polski, być może z rodzinami. Być może przyjadą w interesach. Wtedy, czy to na rodzinny weekend, czy na biznesowe negocjacje, przyjadą już do hotelu. Ale jeśli dziś ograniczymy wynajem tanich mieszkań dla turystów – być może zrazimy tych młodych ludzi do naszego kraju. Wybiorą Czechy. A może nawet Łotwę.
Rozumiem troski hotelarzy i właścicieli pensjonatów. Pod bokiem działa im konkurencja, która nie płaci podatków ani opłat za różne certyfikaty. Rozumiem też sąsiadów takich „mieszkanio-hoteli". Bo ja w Sewastopolu ze starym schorowanym wilkiem morskim piłem tylko herbatę. Ale goście takich lokali czasem sami bawią się w wilki morskie, na całe gardło sławiąc zalety rumu i whisky.
Nie rozumiem pomysłów na powszechne rejestrowanie wynajmu pokoi i mieszkań. Owszem, Berlin czy Ateny też reglamentują wynajem lokali. Owszem, ci, którzy uczynili sobie z tego lukratywny biznes, powinni płacić podatki tak jak hotele. Ale przy dzisiejszych możliwościach masowego przetwarzania danych można bez trudu wytropić takich spryciarzy, działających w szarej strefie.