Miasta powoli uczą się korzystać z potencjału rzek.Czy to, że warszawskie Powiśle zyskało niedawno miano jednej z najfajniejszych europejskich dzielnic, to również zasługa położenia nad wodą?
Marta Sękulska-Wrońska, prezes warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich: To prawda, „The Guardian" docenił Powiśle. I nie dziwię się. W rzekach, czy ogólnie wodzie i miejscach nad nimi położonych, jest coś magicznego. Nie bez przyczyny historycznie miasta lokowano nad wodą. Miało to uzasadnienie nie tylko handlowe, logistyczne, ale i społeczne. Można powiedzieć, że woda łączy ludzi, inspiruje, kojarzy się z dynamiką, a ta idzie w parze z rozwojem.
Jak zatem miasta korzystają z tego magicznego potencjału?
W bardzo różny sposób. Przed 1990 r. mieliśmy do czynienia z odwróceniem się miast od rzek. Porty wzdłuż Odry mocno wtedy podupadły. Teraz te tereny przeżywają reinkarnację. Wykonywane są studia, zaczynają się rozmowy, jak można te obszary i znajdujące się na nich ciekawe obiekty hydrologiczne zaadaptować. Czy powinny służyć dalej funkcji przemysłowej, czy bardziej znaleźć zastosowanie jako miejsca dla mieszkańców. W mojej ocenie odpowiednie zagospodarowywanie terenów wzdłuż rzek może być sposobem na przeciwdziałanie rozlewaniu się miast. To tereny o potencjale centrotwórczym, często dobrze skomunikowane transportem szynowym, który stanowi istotny czynnik oceniany pozytywnie przy wyborze miejsca na lokalizację inwestycji mieszkaniowych czy miejsc pracy.
W których ośrodkach dyskusje o rzekach przybierają na sile?