Domy pod miastem nierzadko kosztują mniej niż czteropokojowe lokale w peryferyjnej miejskiej dzielnicy – wynika z raportu Cenatorium, który „Rzeczpospolita" publikuje pierwsza (dane z rynku pierwotnego i wtórnego).
Trawiąca rynek nieruchomości gorączka – jak na razie – oszczędziła domy, choć i te drożeją. Nie tak jednak jak mieszkania. Analitycy Cenatorium wskazują, że na niektórych rynkach ceny lokali poszły w górę nawet o kilkanaście procent. Szybki wzrost cen mieszkań napędza rozwój rynku domów, co widać zarówno w liczbie transakcji, jak i wydawanych pozwoleń na budowę. Np. w Warszawie w 2016 r. sprzedano 2980 domów, w 2019 – 3810. W Poznaniu było to odpowiednio 1500 i 1710, a w Krakowie – 1431 i 1947.
Rekordowa stolica
W stolicy w 2016 r. wydano 513 pozwoleń na budowę domów, w 2019 r. – 777. W Krakowie: 366 i 514, a w Poznaniu – odpowiednio 265 i 469. – Rynek domów, długie lata trwający w stagnacji, przeżywa odrodzenie – komentuje Anna Karaś, analityk Cenatorium. – Gwałtowanie drożejące mieszkania nie stanowią już dużo tańszej alternatywy dla domu z ogródkiem. Sytuacja się odwraca, ceny zaczynają się wyrównywać, klientów na domy przybywa – podkreśla.
Podczas gdy na przedmieściach inwestorzy aktywnie budują na własną rękę, to w miastach szukają ofert na rynku nowych i używanych domów. – Ci, którzy od dawna nie mogą sprzedać domu, teraz powinni się doczekać szczęśliwego zakończenia – mówi Anna Karaś. – Rosnący popyt stwarza miejsce na podwyżki, ceny rosną i będą rosły. Rośnie też rynek luksusowych rezydencji i dopóki prosperity na rynku mieszkań trwa, dopóty nie oczekujmy przecen ani korekt – kwituje.