W centrach polskich miast trudno dziś o miejsce dla dużego obiektu. Rozwiązanie? Przerobienie już istniejących dużych obiektów, najlepiej poprzemysłowych. Odświeżenie, odnowienie, nadanie nowego życia. To inwestycja typu brownfield, którą najczęściej znamy pod hasłem „rewitalizacja". W efekcie powstaje tętniąca życiem przestrzeń, która aktywizuje i mieszkańców, i okoliczne tereny.
Przykład z Zachodu
Na Zachodzie to nic nowego. W Amsterdamie czy Hamburgu stare doki portowe lata temu przerobiono na wielofunkcyjne przestrzenie z dominującą funkcją mieszkalną.
Doki w Dublinie też przeszły rewitalizację i dziś to potężny kompleks Silicon Docs – swego rodzaju biznesowy i technologiczny hub, w którym siedzibę ma m.in. Google. W Wiedniu nowe życie tchnięto w starą gazownię, w której dziś są apartamenty, dom studencki, biura i liczne lokale usługowe.
W kraju przykładów wciąż nie ma wielu. Projekty wielofunkcyjne dopiero u nas raczkują, bo i dopiero teraz zdegradowane poprzemysłowe tereny zostają ostatnimi działkami w centrach miast, na których mogą działać deweloperzy. Ale na przykład dla mieszkańców Łodzi pojęcie „zrewitalizowana przestrzeń" od przynajmniej kilku lat ma znaczenie specjalne.
Fabryka bawełny Ramischa zyskała nowe życie jako OFF Piotrkowska. Dawny kompleks fabryczny Izraela Poznańskiego to dziś centrum handlowo-usługowo-rozrywkowe Manufaktura. A teren, na którym kiedyś wyrosła fabryka Scheiblera, za kilka lat stanie się nowym miejscem życia, pracy i spotkań dla łodzian: wielofunkcyjnym projektem typu „destinations".