Jak ustalił Sąd Okręgowy Gabriela D. faktycznie miała pieniądze, bo sprzedała posiadane akcje pracownicze i niezabudowaną działkę. Pożyczyła też pieniądze w banku i u siebie w pracy. Część z nich przeznaczyła na inwestycje związane z budową domu konkubenta. Andrzej S. kupił jej za to samochód. Ale duże kwoty kobieta inwestowała także w rozbudowę własnego domu, w którym w tym czasie nie mieszkała.
Sąd Okręgowy unieważnił obie umowy: przedwstępną i sprzedaży. W jego ocenie faktyczną czynnością prawną, której konkubenci rzeczywiście dokonali, była umowa darowizny. I choć obydwie czynności - pozorna i ukryta - dotyczą tych samych podmiotów i tej samej nieruchomości, to forma aktu notarialnego została zachowana dla czynności prawnej pozornej - umowy sprzedaży nieruchomości i nie może być użyczona dla ukrytego oświadczenia woli nieodpłatnego przeniesienia jej własności.
Nielogiczne argumenty
Apelację złożyła Gabriela D. Jej zdaniem Andrzej S. nie udowodnił, że umowa sprzedaży była pozorna, a sąd zlekceważył dowód w postaci pokwitowania, że zapłaciła sprzedającemu za zakup nieruchomości.
Sąd Apelacyjny doszedł do wniosku, że kluczową kwestią dla rozstrzygnięcia było ustalenie, czy pozwana faktycznie zapłaciła cenę sprzedaży. I zgodził się z Sądem I instancji, że wersja przedstawiana przez Gabrielę D. przeczy zasadom logiki i doświadczenia życiowego.
Bo choć dowody potwierdzają, że pozwana miała pieniądze (ze sprzedaży akcji, działki, z pożyczki z funduszu socjalnego), to nie wynika z tego, że kiedykolwiek było ją stać na zgromadzenie oszczędności w wysokości 190 tys. zł. Nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że miała dochód także z pracy. Nie był on bowiem wysoki (zazwyczaj poniżej przeciętnego wynagrodzenia). Z faktur wynika, że posiadane pieniądze kobieta przeznaczała jednocześnie na rozbudowę własnego domu oraz prace wykończeniowe i wyposażenie nieruchomości konkubenta. Nie wykazała natomiast otrzymania prywatnych pożyczek, spadku czy darowizny, które mogłyby być źródłem oszczędności.