Gdy patrzymy na usta, jej uśmiech jest delikatny, wręcz ukradkowy. Gdy przeniesiemy wzrok na oczy lub linię włosów, uśmiech się poszerza. Technika zastosowana przez Leonarda da Vinci od 500 lat jest zagadką dla ekspertów. Grymas przypisywano chorobie, ciąży – nie wiadomo było na dobrą sprawę, czy mistrz osiągnął ten efekt świadomie.
Teraz tę tajemnicę rozwikłali naukowcy z Sheffield Hallam University, którzy poddali badaniom obraz „La Bella Principessa" – od niedawna przypisywany właśnie renesansowemu geniuszowi. Alessandro Soranzo i Michael Newberry opisują na łamach „Vision Research", że niektóre cechy obrazu widoczne po przekształceniach komputerowych wykazują zdumiewające podobieństwo do „Mony Lisy". Inne obrazy z tego okresu tych cech nie posiadają.
Do badań posłużył filtr rozmywający obraz w znanym programie do obróbki grafiki Adobe Photoshop. Pomysł ten sprawdziła wcześniej prof. Margaret Livingstone z Harvard Medical School, specjalistka od neurobiologii i przetwarzania informacji wizualnych w mózgu. Jej zdaniem za efekt uśmiechu odpowiada widzenie peryferyjne – im bardziej rozmazany obraz (co naśladuje szerokość postrzegania, ale i mniejszą ostrość widzenia peryferyjnego), tym mocniejszy jest uśmiech.
Prof. Livingstone wykonała serię wersji „Mony Lisy" z coraz większym rozmyciem obrazu – zauważyła m.in., że w odbiorze rozmytego obrazu biorą udział inne neurony niż te, które uaktywniają się, gdy skupiamy wzrok na ustach (widzenie centralne). Prof. Livingstone uważa, że szerszy uśmiech pojawia się wówczas, gdy patrzymy zewnętrzną częścią siatkówki, lepiej widzącą półcienie. Wówczas znaczenie jasnych i ostro zarysowanych obiektów w centrum pola widzenia spada.
Niektórzy naukowcy posuwają się nawet do twierdzenia, że da Vinci namalował modelkę dwukrotnie – raz uśmiechniętą i raz smutną. Efekt ulotnego uśmiechu miałby wynikać z nałożenia dwóch obrazów.