To był dziwny rok, naznaczony zarówno wydarzeniami artystycznymi, jak i tym, co wynikło z niekompetencji lub beztroski przedstawicieli organów zarządzających instytucjami kulturalnymi.
Dymisje i nominacje
Personalne zawirowania we Wrocławiu zdominowała sytuacja w Teatrze Polskim, ale w Operze Wrocławskiej niemal rok trwał kontredans związany z wyborem nowego dyrektora. Najpierw miesiącami urząd marszałkowski nie mógł się zmobilizować, by zorganizować konkurs, potem równie długo zwlekał z nominacją dla zwycięzcy, choć całe miasto znało wybór komisji.
Efekt był taki, że Opera Wrocławska, pracująca dotąd jak precyzyjny mechanizm, była nieprzygotowana do sezonu. A nowy dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski dopiero od września musiał w pośpiechu układać plan spektakli i ewentualnych premier.
W Gdańsku konkurs na nowego dyrektora Opery Bałtyckiej przebiegł, co prawda, sprawnie, ale gdy zwycięzca odmówił współpracy z przypisanym do tej instytucji Bałtyckim Teatrem Tańca, urząd marszałkowski szybko przystał na jego likwidację. A przecież był to zespół u progu dużej kariery zagranicznej.
Samym tancerzom wystarczyło jeszcze zapału, by jesienią pojechać na festiwal do Petersburga. Przyjęto ich tam entuzjastycznie, otrzymali zaproszenie na występy w 2017 roku w Wielkiej Brytanii, a nikomu w Rosji nie przyszło na myśl, że ogląda zespół, którego już nie ma.