Od chwili ogłoszenia jesienią daty premiery nowej, trzeciej płyty Adele stała się ona bezwzględną faworytką w wyścigu o pierwsze miejsce na globalnej liście płytowych szlagierów roku.
Gdyby podsumować sytuację w światowej fonografii ostatnich lat, brytyjska wokalistka ma najtrudniejszą rywalkę, jaką sobie można wyobrazić... czyli samą siebie. Wyniki sprzedaży trzeciego albumu porównywane będą bowiem z wynikami jej drugiej płyty – „21" (30 mln egzemplarzy), bestselleru, który wyniósł artystkę do fonograficznej ekstraklasy.
Jeśli Adele marzy dziś o jeszcze większym sukcesie, na jaki dziś poza nią nie stać nikogo – musi pokonać własny rekord, i to w niezwykle krótkim okresie kilku lat.
Prawie jak Beatlesi
O tym, jak trudno walczyć z sobą samym, świadczy fakt, że tylko Beatlesom udało się sprzedać trzy albumy w ponad 30 mln egzemplarzy („1", „Sgt. Pepper's", „Abbey Road"). Wielu stawiało na fenomenalną Norę Jones, gdy jej największy szlagier płytowy „Come Away with Me" (2002) rozszedł się w ponad 26 mln egzemplarzy, rozpoczynając muzyczną dominację młodych wokalistek, w tym Amy Winehouse i Adele. Jednak żadna z kolejnych płyt Nory nie powtórzyła sukcesu debiutanckiego krążka. „Feels Like Home" kupiło „tylko" 12 mln fanów.
Dziś wiele wskazuje na to, że Adele może być lepsza. Tylko w Stanach Zjednoczonych w pierwszym tygodniu sprzedaży „25" fani kupili prawie 3,4 mln albumów Brytyjki. Do tej pory tendencja zazwyczaj była taka, że istotny był drugi tydzień obecności na rynku, bo to on przynosił mocną korektę sprzedaży. Jeśli udało się artyście sprzedać przynajmniej piątą część tego, co w tygodniu otwarcia – było znakomicie.