Czyż nie dobija się śpiewaków

W Teatrze Wielkim w Łodzi reżyser Roberto Skolmowski zamordował kompozytora Donizettiego, a zwłoki poćwiartował na kawałki.

Aktualizacja: 25.11.2019 18:25 Publikacja: 25.11.2019 18:13

Foto: Joanna Miklaszewska/Teatr Wielki w Łodzi

Zdarzenie miało miejsce przy okazji premiery „Viva la Mamma!" Gaetano Donizettiego. To od 180 lat jeden z najpopularniejszych kompozytorów operowych, choć akurat ten jego utwór rzadko pojawia się na scenach. Gdy jednak ktoś po niego sięgnie, okazuje się, że publiczność bawi się świetnie.

Rzecz to bowiem z gatunku „opery w operze" i dotyka spraw zawsze aktualnych: zakulisowych intryg, tyranii egoistycznych primadonn i upychania w obsadach atrakcyjnych, ale pozbawionych talentu panienek.

Jest sporo o pieniądzach, których w każdym teatrze brakuje, a wszyscy dopominają się o honoraria. Wszystko zaś jest okraszone brawurowym pomysłem, bo rolę Mammy, która chce zapewnić swej córce karierę sceniczną, Donizetti napisał dla basa.

Ta parodia operowego efektu genderowego, jak napisała w programie do spektaklu Ewa Łętowska, wymaga wszakże talentu i smaku. Jednego i drugiego zabrakło doświadczonemu skądinąd reżyserowi Roberto Skolmowskiemu. Nie wiadomo, co sprawiło, że tak okrutnie postanowił się zemścić na Donizettim, ale z jego utworu pozostały szczątki.

Akcja została przeniesiona niby w rok 2040, ale ciągłe umizgiwanie się do łódzkich władz finansujących Teatr Wielki było jak najbardziej dzisiejsze. Tak jak cała reszta dopisanych współczesnych tekstów nie miało wdzięku i nie pasowało do muzyki.

Było to zresztą bez znaczenia, gdyż żaden z numerów wokalnych nie został wykonany tak, jak chciał Donizetti. Ciągle przerywano je słownymi wtrętami lub przepychankami, bieganiem lub innymi tego rodzaju pseudogagami.

Wszystkie postaci zostały nakreślone toporną kreską. Tymczasem ten rodzaj komedii i muzycznej zabawy wymaga finezji i wdzięku. Dyrygentce Marcie Kosielskiej pozostało jedynie pilnowanie, by orkiestra grała równo. Do niczego więcej nie była potrzebna.

W znakomitym filmie „Czyż nie dobija się koni" Sydney Pollack pokazał przed laty uczestników tanecznego maratonu marzących o pieniądzach i sławie, a będących marionetkami w rękach bezwzględnych macherów od robienia show. Coś podobnego zdarzyło się w Łodzi, gdzie śpiewaków Teatru Wielkiego znanych z wielu ciekawych ról Roberto Skolmowski bezlitośnie zmusił do idiotycznych wygłupów.

Wybronił się jedynie Piotr Miciński, który w roli Mammy potrafił pokazać talent i smak. Ale on jest niezależny, gdyż w Łodzi występuje gościnnie.

Zdarzenie miało miejsce przy okazji premiery „Viva la Mamma!" Gaetano Donizettiego. To od 180 lat jeden z najpopularniejszych kompozytorów operowych, choć akurat ten jego utwór rzadko pojawia się na scenach. Gdy jednak ktoś po niego sięgnie, okazuje się, że publiczność bawi się świetnie.

Rzecz to bowiem z gatunku „opery w operze" i dotyka spraw zawsze aktualnych: zakulisowych intryg, tyranii egoistycznych primadonn i upychania w obsadach atrakcyjnych, ale pozbawionych talentu panienek.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone