„Aida" to utwór na swój sposób niepowtarzalny. Nie jest to musical rockowy, nie ma też w niej ciągot, by wzorem mistrza gatunku Andrew Lloyd Webbera, dorównywać operze, choć temat wzięto od Giuseppe Verdiego.
Należałoby więc raczej powiedzieć, że to świetnie skrojony musical środka, ale ważniejsze jest to, iż „Aidzie" nadał indywidualny charakter kompozytor Elton John. Do kilku charakterystycznych dla jego stylu, chwytliwych piosenek (choćby „Like Father, Like Son") dodał coś z gospel, reggae, soulu i muzyki etnicznej.
Powstał melanż atrakcyjny, ale i zaskakujący dla opowieści wziętej z dostojnego świata opery.
Historia egipskiego dowódcy Radamesa, który miał poślubić córkę faraona, Amneris, a zakochał się w nubijskiej niewolnicy Aidzie i to córce władcy państwa walczącego z Egiptem, została przecież w całości przeniesiona z jednego z najpopularniejszych dzieł Verdiego.
Porównanie oryginału z przeróbką pokazuje różnice między oboma gatunkami. W operze widz zostaje wprowadzony w sam środek konfliktu. Nie wiemy, kiedy i jak Radames poznał Aidę, liczy się tylko to, że musi dokonać tragicznego wyboru: czy iść za głosem serca czy wybrawszy córkę wroga, zdradzić ojczyznę.