Gwiazda mająca moc przyciągania

Warto promować w świecie także mniej znaną polską muzykę – przekonuje Artur Szklener, dyrektor Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina.

Publikacja: 20.08.2018 18:44

Gwiazda mająca moc przyciągania

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Z roku na rok poszerza się formuła Festiwalu. Dlaczego?

Artur Szklener: Każdego roku Festiwal nieco się zmienia, ma inny motyw przewodni, wciąż szukamy też optymalnej intensywności wydarzenia i jego najlepszego umiejscowienia w okresie letnim. Najdłuższa dotąd edycja – miesięczna – odbyła się w 2010 roku z okazji 200-lecia urodzin Fryderyka Chopina. Tegoroczna – również odświętna – związana jest ze 100-leciem odzyskania niepodległości. Z tego powodu dominuje muzyka polskich kompozytorów, także w nieoczekiwanych, nietypowych interpretacjach. Cieszę się, że miłośnicy muzyki mogą w tym roku usłyszeć utwory Mieczysława Karłowicza i Ignacego Paderewskiego. O ile muzyka tego ostatniego od lat była konsekwentnie wprowadzana do programów naszych koncertów, o tyle Mieczysław Karłowicz jest u nas dużo rzadziej wykonywany, a to geniusz przełomu XIX i XX wieku. Jest też sporo kompozycji mniej znanych: Lessla, Noskowskiego, Moszkowskiego czy Różyckiego. Ciekawostka to wykonanie koncertu fortepianowego Witolda Maliszewskiego – nie tylko przewodniczącego pierwszego Konkursu Chopinowskiego w 1927 roku, ale i współautora idei konkursu monograficznego.

Czy wykonywanie polskiej muzyki mniej znanych kompozytorów służy jej popularyzacji za granicą?

Oczywiście. Przede wszystkim rejestrujemy wykonania festiwalowe i staramy się je wydać w postaci fonograficznej, co umożliwia popularyzację polskiej muzyki na całym świecie. Zanim jednak do tego dochodzi, niejednokrotnie przez lata trwają dyskusje z wybitnymi artystami, przekonywanie ich o wartości dzieła, zasadności włączenia do repertuaru.

Gdy to się już stanie, utwór zaczyna pojawiać się na estradach, co jest najważniejszym celem promocyjnym. Jednym z pierwszych tak odkrytych przez międzynarodową publiczność dzieł był Kwintet fortepianowy g-moll Juliusza Zarębskiego, ostatnio – Koncert fortepianowy a-moll Paderewskiego. W ciągu ostatnich miesięcy otrzymaliśmy dwa prestiżowe wyróżnienia za interpretacje Nelsona Goernera z NOSPR i? ang Thai Sona z Philharmonia Orchestra. To najlepszy dowód, że nasz Festiwal to sporo więcej niż tylko uatrakcyjnienie lata w Warszawie.

Głównym, misyjnym celem jest promocja rodzimej, często w ogóle nieznanej muzyki. Tegoroczna impreza ma jednak też rozdział nazwany festiwalem różnorodności, a w jego ramach przywołany został na przykład Debussy, w  setną rocznicę śmierci, w wykonaniu Orkiestry Akademii Beethovenowskiej.

Formuła Festiwalu od początku jest bardzo elastyczna. Idea przewodnia uwypuklona w tytule jest każdorazowo dominantą, ale nie wypełnia całości programu. Staramy się pokazywać „kulturową otoczkę" dzieła chopinowskiego, zarówno jego inspiracje, jak i kompozycje artystów podążających jego śladem. Do nich należy Debussy – jeden z ważniejszych admiratorów muzyki Chopina, który w znaczący sposób rozwijał w swojej twórczości fortepianowej brzmieniowe idee mistrza.

W tej różnorodności chodzi o ciągłe podnoszenie atrakcyjności imprezy?

Na pewno jest to bardzo istotne. Najważniejszy jest zawsze wysoki poziom wykonawczy. Większość z zapraszanych artystów zdobyła już uznanie światowej krytyki. Oczywiście pojawiają się „wątki" Konkursu Chopinowskiego, a w tym roku również Konkursu Wiolonczelowego im. Lutosławskiego, którego byliśmy współorganizatorem. Zawsze pojawiają się też dzieła współczesne, które pozwalają przeanalizować obecną recepcję świata sprzed wieków. Nie możemy przecież stać w miejscu, oglądając się tylko wstecz.

Czy dla publiczności przyciągające będzie prawykonanie utworu specjalnie napisanego na Festiwal przez Krzysztofa Pendereckiego, a także nowego utworu Agaty Zubel?

Tak. To przykład rezonansu muzyki klasycznej i naszej rodzimej kultury narodowej we współczesnej muzyce.

Czy istnieje jakieś ograniczenie dla formuły: Chopin i jego Europa?

Wciąż prowadzimy na ten temat dyskusję. Wydaje się, że granice wyznaczają proporcje między myślą przewodnią Festiwalu a wątkami pobocznymi. Istotnym kryterium jest też kwestia organizacyjna, czyli optymalna możliwość pomieszczenia koncertów. W tym roku, na przykład, nasza podstawowa dotychczas sala koncertowa – warszawskiej Filharmonii – została wyłączona z użytku, co spowodowało zmiany.

Bolesne?

Niekoniecznie. Koncerty z największą obsadą, najpotężniejszym brzmieniem odbywają się w Sali Moniuszki w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, która w tym układzie odznacza się bardzo dobrą akustyką. Nieco bardziej wysublimowane brzmieniowo – na zasceniu. A najbardziej kameralne koncerty – solistyczne, także recitale pieśni – odbywają się w Salach Redutowych, od tego roku nazwanych imieniem Fryderyka Chopina. Tradycyjnie koncertów można też wysłuchać w radiowej sali koncertowej im. Witolda Lutosławskiego, w Zamku Królewskim i Kościele św. Krzyża.

W przypadku Teatru Wielkiego to chyba zamiana na lepsze – jakość odbioru nie ucierpi, a może się pomieścić więcej widzów.

Trzeba pamiętać, że Festiwal odbywa się latem, co z organizacyjnego punktu widzenia jest tyleż szansą, co wyzwaniem. Warszawa nie jest niestety zwyczajowym celem turystyki kulturowej.

Nie boi się pan, że Chopin pod naporem dodatkowych wydarzeń może się gdzieś zagubić?

Nie. Chopin jest gwiazdą mającą moc przyciągania. Różnorodność wzbogaca orbity, ale patron zawsze pozostanie na pierwszym planie.

Co w tym roku jest magnesem?

Przede wszystkim wykonawcy. Udało nam się zaprosić znakomitych solistów, świetne zespoły kameralne i renomowane światowe orkiestry. Aż trudno wyliczać przykłady bez przytoczenia większości programu.

Czy występuje ktoś, na kogo długo pan czekał?

Z reguły koncerty przygotowuje się z wieloletnim wyprzedzeniem. Od lat zabiegaliśmy na przykład o występ legendarnego norweskiego pianisty Leifa Ove Andsnesa.

Które z wydarzeń warto polecić początkującemu melomanowi, a które wytrawnemu?

Mitem jest opinia o hermetyczności muzyki klasycznej. Dobra sztuka zachwyca od pierwszego wejrzenia! Przykładem koncertu, który powinien zaciekawić zarówno koneserów, jak i słuchaczy rzadziej odwiedzających sale koncertowe, jest „Halka" Stanisława Moniuszki w wersji koncertowej, wykonywana po włosku przez zespół Europa Galante pod dyrekcją Fabio Biondiego. Z jednej strony utwór bardzo przystępny, a z drugiej – smaczek dla koneserów – interpretowany przez mistrzów na instrumentach z epoki.

—rozmawiała Małgorzata Piwowar

Rzeczpospolita: Z roku na rok poszerza się formuła Festiwalu. Dlaczego?

Artur Szklener: Każdego roku Festiwal nieco się zmienia, ma inny motyw przewodni, wciąż szukamy też optymalnej intensywności wydarzenia i jego najlepszego umiejscowienia w okresie letnim. Najdłuższa dotąd edycja – miesięczna – odbyła się w 2010 roku z okazji 200-lecia urodzin Fryderyka Chopina. Tegoroczna – również odświętna – związana jest ze 100-leciem odzyskania niepodległości. Z tego powodu dominuje muzyka polskich kompozytorów, także w nieoczekiwanych, nietypowych interpretacjach. Cieszę się, że miłośnicy muzyki mogą w tym roku usłyszeć utwory Mieczysława Karłowicza i Ignacego Paderewskiego. O ile muzyka tego ostatniego od lat była konsekwentnie wprowadzana do programów naszych koncertów, o tyle Mieczysław Karłowicz jest u nas dużo rzadziej wykonywany, a to geniusz przełomu XIX i XX wieku. Jest też sporo kompozycji mniej znanych: Lessla, Noskowskiego, Moszkowskiego czy Różyckiego. Ciekawostka to wykonanie koncertu fortepianowego Witolda Maliszewskiego – nie tylko przewodniczącego pierwszego Konkursu Chopinowskiego w 1927 roku, ale i współautora idei konkursu monograficznego.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone