Kiedy Red Hot Chili Peppers występowali w czwartek na gdyńskim Open'erze, ich najnowszy album „The Getaway" był najlepiej sprzedającą się płytą na świecie z tygodniowym wynikiem 342 tysięcy egzemplarzy.
Co prawda najdroższą na świecie gwiazdą są teraz The Rolling Stones, których honorarium za jeden koncert poszybowało grubo ponad 4 miliony dolarów, ale Mikołaj Ziółkowski, pomysłodawca i organizator Open'era obchodzącego jubileusz 15-lecia, zapraszać seniorów rock and rolla nie chciał.
Nie odcinają kuponów
Na festiwalu, który raczkował na warszawskich Stegnach, potem przeniósł się na gdyński Skwer Kościuszki, by od 2006 roku gościć na lotnisku w Babich Dołach, mają bowiem występować artyści, którzy nie odcinają kuponów. Dlatego byli tu Prince, Pearl Jam, Björk, Muse, Jack White, Kings of Leon oraz raperzy Jay-Z i Drake.
Basista Papryczek Flea podbił serca polskich fanów, nie tylko osiągając mistrzostwo świata w grze na basie, ale też śpiewając „Polska, biało-czerwoni!", bo akurat odbywał się mecz Polska – Portugalia.
Stawki artystów są tajemnicą, zależą od negocjacji, jednak za sprowadzenie Papryczek, które są obecnie ozdobą największych europejskich letnich festiwali, trzeba zapłacić około 1,3 miliona dolarów. Każdy, kto widział gigantyczny tłum ciągnący się daleko od sceny, wie, że Amerykanie i ich przeboje „Give It Away" czy „Dani California" są tych pieniędzy warte. Choć młody gitarzysta Josh Klinghoffer, następca nieodżałowanego Johna Frusciantego, ma zarówno zwolenników, jak i krytyków. Trzeba mu jednak podziękować za wykonanie „Warszawy" Dawida Bowiego.