Show-biznes wkracza na komunistyczną wyspę: Koncert The Rolling Stones na Kubie

The Rolling Stones dali na Kubie darmowy show dla pół miliona fanów, co zmieni z pewnością obyczajowość Kubańczyków.

Aktualizacja: 29.03.2016 06:37 Publikacja: 28.03.2016 18:01

Foto: AFP

„Czasy zmieniają wszystko. Nadeszły nowe czasy" – oznajmił Mick Jagger. Oby tańczący na scenie jak nastolatek prawie 73-letni wokalista Stonesów dożył dziewięćdziesiątki i mógł spuentować z kolegami z zespołu upadek jeszcze wielu politycznych murów.

„Magia rocka jednoczy Kubę", „Stonesi pokonali ostatnią granicę rocka", „Hawana wibruje od dźwięków rocka" – tak światowe agencje rozpoczynały relacje z występu, który odbył się w Wielki Piątek.

Kluczem do zrozumienia pierwszego tak wielkiego koncertu światowej gwiazdy rocka w quasi-komunistycznym państwie było jego nieoficjalnego logo, czyli podobizna Che Guevary wywalającego jęzor w geście buntu, czyli symbol The Rolling Stones. Jęzor miał jednak barwy kubańskiej flagi, a były też koszulki z charakterystyczną podobizną Che zmutowanego z rysami Jaggera.

Można więc mówić o pop- kulturowym miszmaszu oraz ideologicznym kompromisie. Dawni komuniści oddają władzę w sposób kontrolowany, stając się pewnie biznesmenami jak w bloku wschodnim.

Kubańczycy zaś za przyzwoleniem władz mogą legalnie konsumować zachodnie dobra, w tym muzykę, której wyznawcy nigdy nie kryli fascynacji socjalistycznymi utopiami.

Z tej perspektywy ciekawe są uwagi wysłannika magazynu „Rolling Stone". Zauważył on brak typowych elementów koncertu – koncesjonowanego piwa oraz gadżetów stanowiących wielokrotnie źródło prawie 50 procent wpływów z występu gwiazdy. Teraz liczyło się to, że Stonesi przyjechali do Hawany za darmo, choć zazwyczaj biorą za wieczór około 3 mln dolarów.

Amerykańscy dziennikarze zauważyli też, że mimo nieobecności na wyspie legalnych płyt Kubańczycy znakomicie znali piosenki The Rolling Stones – musieli je więc kupować nielegalnie.

„Tak się dzieje, kiedy ludziom czegoś się zakazuje" – powiedział Keith Richards, oceniając jednocześnie fenomen popularności rocka tam, gdzie jest on zakazany.

Z kolei brytyjskie gazety podkreślały starania Watykanu o to, by Brytyjczycy nie występowali w Wielki Piątek, szanując szczególny, świąteczny czas. Zespół argumentował, że nie może zawieść Kubańczyków. Razem z nim polecieli na koncert inni celebryci – modelki Naomi Campbell i nasza Anja Rubik czy aktor Richard Gere.

Kubańczycy podkreślali, że chwila jest historyczna, bo nareszcie mogą słuchać takiej muzyki jak mieszkańcy wolnego świata. Kubański reżim wpuścił już co prawda przed The Rolling Stones jeden z amerykańskich zespołów – był to jednak Audioslave. Ta grupa złożona jest w większości z byłych muzyków Rage Against the Machine, wpisujących się w nurt lewicowych fascynacji środowisk rockowych. W 2005 roku zagrali w hali Anti-Imperialista, a nazwa była znacząca.

Koncert Stonesów na pewno zmieni obyczajowość Kubańczyków. Taki sam wpływ miał na Polaków, gdy Jagger z grupą przyjechał do Warszawy w 1967 roku.

Na Kubie Stonesi zagrali to co zawsze, czyli m.in. „Jumpin' Jack Flash" i „Sympathy for the Devil". Ciekawe, jak szybko Kubańczycy zaczną teraz nucić „I Can't Get No Satisfaction!", co jest mottem sfrustrowanej młodzieży w krajach kapitalistycznych już od pięciu dekad.

radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone