Nakręcony w 2010 roku film Iwony Sadowskiej czekał na telewizyjną premierę 8 lat – i to mimo nagród, którymi był wyróżniany na festiwalach w USA. Jednak, gdyby miał czekać na emisję kolejnych 8 lat – widzowie niewiele by stracili – chyba, że lubią panegiryki. Taki jest właśnie film „Wolność jak płomień”, w którym jego bohaterowi oddano decydujący głos.
- Wolność moja jest tak jak ten płomień – nie ma początku i nie ma końca – deklaruje Stan Borys.
Urodzony w 1941 roku w podrzeszowskiej wsi Załęże, jako Stanisław Guzek, od młodości miał artystyczne aspiracje, ale był i jest przede wszystkim samoukiem. W 1975 roku wyjechał do USA. W filmie opowiada, że w Polsce, gdy zapuścił brodę i wąsy stał się ofiarą – „wrogiem tych instytucji kulturalnych, które nie zwracały uwagi na to, co jest w środku człowieka, tylko co jest na zewnątrz”. Opowiada o sukcesach, które odnosił w Grecji śpiewając na 100-tysięcznym stadionie, a także, że nie chciał być w kraju, w którym nie można było o tym powiedzieć.
- Publiczność, którą teraz spotykam jest ciekawsza niż w komunizmie – dzieli się swoimi refleksjami Borys. - Widzę szczerość u ludzi i nikt ich do tego nie zmusza.
W filmie zobaczyć go można w poetyckich sceneriach białych hałd piasku, (może soli?), medytującego (dzięki jodze nabrał mądrości – jak mówi), w czasie romantycznego spaceru z młodszą o dziesiątki lat ukochaną i pieskiem, a nawet zapalającego znicz już w Polsce po katastrofie smoleńskiej.