Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że najbardziej prawdopodobny scenariusz reformy emerytalnej nie zakłada już likwidacji OFE za tej kadencji Sejmu, czyli przekazania 25 proc. ich aktywów do Funduszu Rezerwy Demograficznej, a 75 proc. na prywatne indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego (IKZE) Polaków. O przyszłość zgromadzonych w funduszach 180 mld zł toczy się w rządzie wojna. Choć w sierpniu resorty finansów i rozwoju podały, że projekty przekształcenia OFE trafią do konsultacji publicznych jeszcze w III kwartale, to niedawno wicepremier Mateusz Morawiecki przyznał, że nadal brak ostatecznych ustaleń.

Za przeciwnika przekazania 75 proc. aktywów OFE przyszłym emerytom uchodzi nie tylko minister rodziny Elżbieta Rafalska. Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów, niedawno mówił w rozmowie z PAP, że najlepszym pomysłem jest rozwiązanie OFE i przeniesienie zgromadzonych tam pieniędzy do ZUS.

Od połowy 2018 r. mają natomiast działać nowe pracownicze plany kapitałowe (PPK), do których będzie trzeba zapisać każdego pracownika. Jak się dowiadujemy, w projekcie ustawy znalazłyby się zapisy antykoncentracyjne i pojedyncza firma nie mogłaby mieć więcej niż 15 proc. rynku nowych produktów emerytalnych. To może uderzyć w ambitne plany kontrolowanych przez państwo PZU i PKO BP.

Sara Kowalik z biura prasowego Ministerstwa Rozwoju zapewnia, że nie ma planów, by wprowadzić PPK bez likwidacji OFE, ale w sprawie reformy brak jeszcze finalnych rozstrzygnięć.

I właśnie to martwi inwestorów. – Widzimy, że politycy mają problem z oddaniem Polakom nawet części prawdziwych pieniędzy zgromadzonych w OFE. A to oznacza prawdopodobnie, że będą chcieli po te środki sięgnąć w przyszłości i zwyczajowo zastąpić je elektronicznymi zapisami na kontach w ZUS. Taka tymczasowa sytuacja nie jest dobra dla polskiego rynku kapitałowego – ocenia Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.