Co będzie się działo z cenami mieszkań – to podstawowe pytanie, na które odpowiedź chcą poznać osoby myślące o zakupie lokum na własny użytek bądź jako inwestycję. Według najnowszych analiz trudno oczekiwać stabilizacji, a tym bardziej spadku. Eksperci przytaczają kilka argumentów na poparcie tej tezy.
– Nastroje konsumentów są bardzo optymistyczne, co pokazują badania GUS. Polacy są skłonni do dużych zakupów. Na lokatach trzymają ponad 300 mld zł, a zważywszy na niskie stopy procentowe i inflację, są skłonni szukać relatywnie bezpiecznych form lokowania pieniędzy, a tak postrzegane są nieruchomości – mówi Katarzyna Kuniewicz, dyrektor działu badań rynku mieszkaniowego JLL. – Ten potencjalny popyt i realna sprzedaż mieszkań rosły zgodnie, zwłaszcza dokąd działał program Mieszkanie dla Młodych, po czym po I kwartale 2018 r. wykresy się rozjechały. Powód to dynamiczny i odczuwalny wzrost cen mieszkań. Odczuwalny, bo lokale drożeją szybciej niż płace, co powstrzymuje wielu ludzi od zakupów mimo tej dużej chęci – tłumaczy ekspertka.
Marża musi się zgadzać
Wzrost cen obserwowany od połowy 2017 r. ma uzasadnienie – to skokowa zwyżka kosztów materiałów, pracy i gruntów. Koszty są wciąż wysokie, a o grunty coraz trudniej. – Żeby ceny mieszkań spadły, deweloperzy musieliby oddać część marży, a trudno tego oczekiwać. Mimo drugiego roku korekty sprzedaż lokali w Polsce wciąż jest bardzo wysoka. Deweloperzy notują niższe wyniki w ujęciu ilościowym, ale – dzięki rosnącym cenom – niekoniecznie w ujęciu wartościowym. Nie ma presji na obniżki – mówi Kuniewicz. Druga opcja to obniżenie jakości budowanych mieszkań, co dało się zauważyć w części projektów w zeszłym roku.
Na korzyść deweloperów działa równowaga między liczbą mieszkań wprowadzanych do oferty a sprzedawanych. Lokale wciąż sprzedają się na etapie dziury w ziemi, te gotowe to zaledwie 7 proc. oferty. Gdyby dziś spółki przestały wprowadzać nowe inwestycje, całą ofertę wyprzedałyby w niecałe cztery kwartały wobec ośmiu w skrajnie niekorzystnym III kwartale 2011 r.