Wojciech Bojanowski z TVN może trafić do więzienia

Policyjni związkowcy ścigają dziennikarza, który ujawnił szokujący film z komisariatu we Wrocławiu.

Aktualizacja: 21.11.2017 08:35 Publikacja: 20.11.2017 18:26

Wojciech Bojanowski z TVN może trafić do więzienia

Foto: Twitter

Do dwóch lat więzienia grozi Wojciechowi Bojanowskiemu z TVN – autorowi głośnego reportażu „Śmierć na komisariacie". To – jak ustaliła „Rzeczpospolita" – efekt doniesienia policyjnych związkowców z Wrocławia, którzy zarzucają mu rozpowszechnienie informacji z prokuratorskiego śledztwa dotyczącego śmierci Igora Stachowiaka.

Film z kamery umieszczonej na paralizatorze, którego użyli policjanci wobec zatrzymanego w 2016 r. 23-latka, wstrząsnął opinią publiczną. Nagranie obnażyło powolność prokuratury i postępowań dyscyplinarnych w policji. Po reportażu „poleciały głowy" – dymisje objęły wrocławską policję i Komendę Główną. Teraz Bojanowskiemu, który pokazał te nadużycia, grożą konsekwencje karne.

Śledztwo dotyczące ujawnienia materiałów „ze sprawy Stachowiaka" prowadzi Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ursynów. Doniesienie złożył dolnośląski NSZZ Policjantów.

– Publikując nagrania, dokonano linczu na policjantach. To wywołało falę hejtu. Ferowanie wyroków na tym etapie było nieuczciwe – przekonuje Piotr Malon, szef policyjnego Związku na Dolnym Śląsku. Przyznaje, że policjanci, którzy przeprowadzili feralną interwencję, byli członkami związku i zwrócili się o pomoc. – Zaangażowaliśmy pełnomocnika do ich obrony, posiadamy fundusze ochrony prawnej – dodaje Malon. On sam nie czuje niesmaku w ujęciu się za policjantami, dziś już podejrzanymi o znęcanie się nad Stachowiakiem.

Inaczej sprawę widzi Rafał Jankowski, przewodniczący zarządu głównego NSZZ Policjantów. – Każdy, kto ujawnia zło w policji, działa w interesie społecznym. Gdyby nie dziennikarze, wiele nadużyć nigdy nie wyszłoby na jaw – tłumaczy Jankowski. Ale też dodaje: – Członkowie związku płacą składki, nie można odmówić im pomocy.

Po doniesieniu związkowców sąd na wniosek prokuratury zdjął z reportera klauzulę tajemnicy dziennikarskiej.

– Dostałem postanowienie sądu, który zwalnia mnie z tajemnicy, chociaż nie zostałem jeszcze przesłuchany ani wezwany – mówił kilka dni temu Wojciech Bojanowski, odbierając nagrodę za reportaż. – Nigdy nie wydam informatorów, którzy mi zaufali – zaznaczył. Na decyzję sądu złożył zażalenie.

– Zawiadomienie pełnomocnika związku musi zostać poddane analizie dowodowej – tłumaczy z kolei posunięcie rejonówki Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. I uspokaja: – Zgodnie z art. 180 kpk zwolnienie dziennikarza z tajemnicy nie dotyczy źródła informacji.

Postępowanie dotyczące publikacji nagrań wszczęto 11 września. Dzień później czterej policjanci z komisariatu usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień i znęcania się nad Stachowiakiem. Poznańska prokuratura zarzuca im złamanie zasad użycia środków przymusu bezpośredniego (użyli tasera, choć 23-latek miał już kajdanki).

Biegli uznali, że Stachowiak zmarł z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej po zażyciu środków psychoaktywnych. Dzięki takiej opinii policjanci wywinęli się od zarzutu nieumyślnego zabójstwa.

Prof. Antoni Kamiński z PAN jest zdumiony zwolnieniem dziennikarza z tajemnicy.

– Zwłaszcza że właśnie przedstawiono projekt ustawy o jawności życia publicznego, która wprowadza ochronę sygnalistów, czyli osób ujawniających nadużycia. Pokazując film, jak znęcano się nad człowiekiem, dziennikarz wyciągnął na światło dzienne nadużycia i działał w interesie społecznym – mówi prof. Kamiński.

Do dwóch lat więzienia grozi Wojciechowi Bojanowskiemu z TVN – autorowi głośnego reportażu „Śmierć na komisariacie". To – jak ustaliła „Rzeczpospolita" – efekt doniesienia policyjnych związkowców z Wrocławia, którzy zarzucają mu rozpowszechnienie informacji z prokuratorskiego śledztwa dotyczącego śmierci Igora Stachowiaka.

Film z kamery umieszczonej na paralizatorze, którego użyli policjanci wobec zatrzymanego w 2016 r. 23-latka, wstrząsnął opinią publiczną. Nagranie obnażyło powolność prokuratury i postępowań dyscyplinarnych w policji. Po reportażu „poleciały głowy" – dymisje objęły wrocławską policję i Komendę Główną. Teraz Bojanowskiemu, który pokazał te nadużycia, grożą konsekwencje karne.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?