- W ostatnich dniach, tygodniach, w bardzo szczególny sposób na nowo podjęto dyskusję o tragedii smoleńskiej. Myślę o niektórych materiałach, które - o dziwo - ukazały się nie w prasie lewackiej, nie w materiałach tzw. opozycji (...) tylko zupełnie gdzie indziej. Myślę o niektórych tzw. tygodnikach prawicowych, które rozpoczęły szczególną kampanię dyfamacyjną skierowaną wobec komisji badającej tragedię smoleńską - powiedział Macierewicz w cotygodniowym felietonie na antenie Radia Maryja i Telewizji Trwam.
- Okazuje się, że nic nie zbadali, że nic nie zrobili, że to jest w ogóle nieprzydatne - mówił były minister o krytyce działań komisji, zajmującej się katastrofą smoleńską. - Jestem w ogóle poruszony tą kampanią. Nie dlatego, że często w tych materiałach bezpośrednio mnie się dotyka, tylko dlatego, że dotyka się pamięci Polaków, naszego narodowego obowiązku, dążenia do prawdy, nawet jeżeli ono trwa długo - dodał.
Macierewicz bronił słów Franka Taylora, "najbardziej znanego światowego eksperta od badania katastrof lotniczych" - jak mówił były szef MON - który stwierdził, że "nie ma wątpliwości, że eksplozje miały miejsce". - Naprzeciwko temu stają ludzie, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z katastrofami, którzy nigdy nic nie zbadali, którzy nawet nie spytali o stanowisko pana Taylora, ani nie spytali o materiał dowodowy, którym on dysponował. Stają ludzie, którzy robią to w ramach walki politycznej, stają ludzie, którzy robią to ze względu na rozgrywki personalne-polityczne, stają ludzie, którzy nie mają wstydu - ocenił Macierewicz.
Eksminister z uznaniem wypowiedział się też o pracujących od kilku dni w Mińsku Mazowieckim amerykańskich naukowcach z National Institute For Aviation Research z uniwersytetu stanowego w Kansas. Zajmują się oni stworzeniem wirtualnego trójwymiarowego modelu Tupolewa Tu-154M. Efekty pracy mają być przekazane podkomisji zajmującej się katastrofą w Smoleńsku. Praca naukowców ma umożliwić pełną rekonstrukcję procesu rozpadu samolotu.
- Oni już zrobili dla nas pewne badania rok temu, badania, przy pomocy których sprawdzili, że główne drzwi do tego samolotu z lewej jego strony, przy samym skrzydle, które zostały z niego wyrzucone z wielką siłą, musiały uderzyć w ziemię z dziesięciokrotnie większą prędkością, niż ówczesny lot, ówczesny spadek samolotu. A więc jakaś energia musiała sprawić, że te drzwi zostały na ponad metr wbite w ziemię. Tą energią była właśnie eksplozja - wskazał Macierewicz.