Zastanawiam się czasem, dlaczego media tak nie lubią Bartłomieja Misiewicza. Wszak to człowiek przystojny, inteligentny, obyty, zaangażowany w sprawy polskie. Jednak niechęć jest ewidentna, o czym świadczy dzisiejsza pierwsza strona „Faktu”. „Misiewicz dostanie fuchę w telewizji?” – pyta gazeta, przytaczając uśmiechnięte zdjęcie wyżej wymienionego. Informuje, że wyrzucony z PiS Misiewicz może liczyć na posadę w prawicowej Telewizji Republika, gdzie miałby zająć się pozyskiwaniem reklam.
Wiadomość o byłym rzeczniku MON okazała się na tyle sensacyjna, że zepchnęła na bok inne informacje. Przykładowo taką, że była żona posła PiS Mariusza Kamińskiego, ożenionego obecnie z partyjną koleżanką Iloną Klejnowską, wymyśliła projekt ustawy, zamykającej Sejm przed zdrajcami małżeńskimi i rozwodnikami. Oznacza to, że do parlamentu nie mógłby już kandydować Marcin Dubieniecki, były mąż Marty Kaczyńskiej, bo – jak skwapliwie odnotowuje „Fakt” – ma już nową żonę, która z kolei rozwiodła się z Arturem Borucem.
Pewnie zorientowali się już Państwo, że o zawartości dzisiejszego „Faktu” piszę z lekkim sarkazmem. Ale teraz już zupełnie na serio: ta gazeta ze wszystkich dzisiejszych zainteresowała mnie najbardziej.
Nie chodzi wcale o Misiewicza, ale o tekst dotyczący wzmocnienia szefowej rządy Beaty Szydło, której zdaniem „Faktu” Jarosław Kaczyński dał zielone światło na kontrolowanie przebiegu legislacyjnego i przekazu medialnego. „Fakt” pisze też o zastępczyni szefa MON Michała Dworczyka o jaskrawie prorosyjskich poglądach.
Dzisiejszy „Fakt” wypada o wiele lepiej niż „Super Express”, który na pierwszej stronie pisze o dalszym etapie rodzinnej wojny między Edytą Górniak a Dariuszem K. Powiem jednak więcej: „Fakt” wypada też lepiej niż poważniejsza prasa.