To właśnie z tego kraju pochodziło najwięcej ataków cyfrowych na nasze komputery. Informacje zostały uzyskane dzięki autorskiej sieci tzw. honeypotów, czyli serwerów, które udają łatwy cel i są przynętą dla cyberprzestępców. Hakerzy atakują je i dzięki temu możliwe jest pozyskanie cennych danych oraz opracowywanie kolejnych metod walki z cyberzagrożeniami.
Leszek Tasiemski, lider Centrum Cyberbezpieczeństwa F-Secure w Poznaniu, wskazuje, że cyberataki zdecydowanie najczęściej przeprowadzała Rosja, podejmując średnio 14,5 tys. prób dziennie.
- Analizując źródła ataków płynących do Polski, widzimy, że Rosja utrzymuje się na pierwszym miejscu z dziesięciokrotnie wyższym wynikiem niż Niemcy, które znalazły się na drugim miejscu listy. Rosyjskie adresy IP najczęściej próbowały uzyskać nieautoryzowany dostęp do urządzeń, ale równie duży był udział połączeń na port SMTP, co wskazuje na aktywność w rozsyłaniu tzw. spamu - wyjaśnia Tasiemski.
Jego zdaniem z terytorium Rosji operują gangi czerpiące zyski z tego procederu. - Winić za to można słabo zabezpieczoną infrastrukturę i niską skuteczność tamtejszych organów ścigania w tropieniu cybergangów - przekonuje.
W ciągu sześciu miesięcy wyliczono też ponad ćwierć miliona ataków z Niemiec. W przypadku ataków z tego kraju, podobnie jak i z Francji, czy USA, uwagę zwraca duży dział połączeń na port telefonii internetowej (SIP). Fachowcy twierdzą, że może mieć to związek z próbą kradzieży informacji (podsłuchy) lub spamu realizowanego drogą telefoniczną. - Polega to na wykorzystywaniu skradzionej infrastruktury do wykonywania połączeń reklamowych na koszt skutecznie zaatakowanego podmiotu - komentuje Leszek Tasiemski.