Nieodpowiednie reklamy lub fakt, że właściwie przygotowane kampanie reklamowe wyświetlają się przy niewłaściwych, naruszających powszechnie szanowane zasady treściach, to problem, z którym Google walczy m.in. na swojej platformie AdSense nie od dzisiaj. Dotychczas jednak jego działania wywoływały często po stronie wydawców internetowych konsternację, gdy w ramach przeciwdziałania nielegalnym lub nieodpowiednim reklamom koncern doprowadzał do zablokowania grup witryn lub całego portalu. – Mamy zasady, które pomagają chronić wydawców przed niewłaściwymi reklamami, np. takimi, których treści mogą być w wybranych krajach nielegalne albo zawierające złośliwe oprogramowanie – tłumaczył „Rz" Scott Spencer, odpowiedzialny za takie kwestie w Google'u. W poniedziałek firma ogłosiła, że niebawem zacznie „czyścić" internet z niewłaściwych reklam bardziej precyzyjnie. – Będziemy reagować na poziomie jednej strony, nie całej ich grupy, bo każda taka akcja, którą podejmujemy, może spowodować, że przychody reklamowe wydawcy spadają – mówi. Nowe zasady mają też pomóc reagować znacznie szybciej niż dotychczas, gdy koncern czekał z usuwaniem niechcianych reklamowych treści do czasu, gdy uzbierała się ich określona liczba. Teraz będzie blokował już wtedy, gdy wyświetlą się tylko na jednej stronie.

Druga rzecz, która zmieni się w polityce koncernu odnośnie do nielegalnych i niewłaściwych reklam, to sposób, w jaki Google będzie sygnalizował wydawcom, dlaczego na ich stronie doszło do nagłej interwencji. – Stworzyliśmy nowy system dla wydawców, który umożliwi nam bycie bardziej transparentnymi. Dzięki niemu wydawcy będą wiedzieć o każdej akcji podejmowanej przez nas w związku z wyświetlanymi reklamami. Będą mogli sprawdzić, do jakiego naruszenia regulaminu doszło w przypadku każdej zablokowanej reklamy, jakie działanie zostało dokładnie podjęte i czym zaskutkuje – mówi Spencer. Pytany o to, czy Google pracuje także nad ulepszeniem budzącego ostatnio wiele kontrowersji wśród reklamodawców systemu reklamowego YouTube'a, odpowiadał tylko: – Podejmujemy działania, które mają poprawić bezpieczeństwo marek, na YouTubie będziemy kontynuować te prace. To zadanie długoterminowe.

Automatyzowanie procesu sprzedaży i wyświetlania reklam stało się problemem także na należącej do Google platformie YouTube'a. Tu zwalczana przez koncern nie jest merytoryczna zawartość reklam, ale fakt, że wyświetlane są przy filmach zawierających treści nacjonalistyczne, antygejowskie czy przesłania promujące terroryzm. Ponieważ na platformie codziennie ładowanych jest ok. 300 mln materiałów wideo na minutę, firmie nie zawsze udaje się szybko zidentyfikować te łamiące regulamin. Jej mechanizmy dopasowują do nich wtedy reklamy, jak do każdego innego materiału.

Z tego powodu w samej Wielkiej Brytanii kampanie reklamowe na YouTubie wstrzymało ponad 250 firm i organizacji, w tym tacy giganci, jak BBC, Marks & Spencer, Royal Bank of Scotland, L'Oreal, McDonald's, Audi czy Channel 4. Dołączyły do nich dwa wielkie koncerny amerykańskie: AT&T i Verizon. Dodatkowe kontrowersje w branży reklamowej wzbudzało to, że na reklamach wyświetlanych przy takich treściach ich autorzy jak wszyscy inni twórcy treści na YouTubie zarabiali.