To będzie dopiero szósty występ Kolumbii w mistrzostwach świata. Zwykle odpadała już po fazie grupowej. Kiedy w 1994 roku jechała do USA, skład kadry ustalali narkotykowi baronowie, a obrońcę Andresa Escobara, który zdobył samobójczego gola w przegranym meczu z gospodarzami, po powrocie do domu zastrzelono przed jednym z barów w Medellin.
Kolumbia zagrała jeszcze na mundialu we Francji, a potem na długie 16 lat zniknęła z wielkiego futbolu, choć nie można zapomnieć, że po drodze sięgnęła po mistrzostwo Ameryki Południowej (2001), odnosząc przed własną publicznością komplet zwycięstw i nie tracąc ani jednej bramki.
Na MŚ w Brazylii trafiła do niezbyt wymagającej grupy, przypominającej trochę tę, w której znalazła się obecnie. Grecję rozbiła 3:0, z Wybrzeżem Kości Słoniowej wygrała 2:1, a Japonię pokonała 4:1. W 1/8 finału rozprawiła się z Urugwajem (2:0), ale w kolejnej rundzie została zatrzymana przez gospodarzy (1:2).
Z Canarinhos przegrała też w eliminacjach rosyjskiego mundialu. W sumie w meczach z Brazylią, Argentyną i Urugwajem uzbierała tylko dwa punkty, co potwierdza, że w Ameryce Południowej jest co najwyżej czwartą siłą. Awansowała zresztą w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Jeden z włoskich dziennikarzy zamieścił w internecie wideo, na którym widać, jak Radamel Falcao w końcówce meczu z Peru podchodzi do rywali i szepcze im coś na ucho – prawdopodobnie rezultat spotkania Chile z Brazylią – namawiając przy okazji, by zagrali na remis korzystny dla obydwu zespołów. Wynik 1:1 dał Kolumbijczykom bezpośredni awans, a przeciwnikom – baraże.
31-letni Falcao to jednak przede wszystkim łowca bramek, najlepszy strzelec naszych rywali, za którego Monaco nie wahało się zapłacić cztery lata temu aż 60 mln euro. Kto wie, jak dla Kolumbii skończyłby się mundial w Brazylii, gdyby zamiast przed telewizorem, Falcao był z kolegami na boisku (wyeliminowała go kontuzja).