– Gdybyśmy nie awansowali, to byłaby apokalipsa – nie ukrywa szef włoskiej federacji Carlo Tavecchio.
Po porażce w Sztokholmie (0:1), pierwszej ze Szwecją od 30 lat, na piłkarzy Giampiero Ventury spadła fala krytyki, „Gazzetta dello Sport" pisała o słabej i zdezorientowanej drużynie. Ten sam dziennik przeprowadził sondę, w której aż 75 proc. kibiców odpowiedziało, że Italia pierwszy raz od 60 lat nie pojedzie na mundial.
Pesymizm w narodzie jest na tyle duży, że dziś jako największy atut Włochów wymienia się fakt, iż rewanż odbędzie się w Mediolanie, gdzie squadra azzurra po wojnie nie przegrała. Problem w tym, że w poniedziałek trzeba zwyciężyć i trafić co najmniej dwa razy do bramki. A skuteczność nie jest mocną stroną zawodników Ventury: więcej niż jednego gola zdobyli ostatnio w czerwcu, kiedy ich przeciwnikiem był Liechtenstein.
– Atmosfera San Siro może pomóc, ale jeszcze nie widziałem, by trybuny strzeliły bramkę – zauważa Andrea Pirlo. Mistrz świata z 2006 roku niedawno zakończył karierę, ale w reprezentacji gra wciąż kilku kolegów, z którymi sięgał po najważniejsze trofeum, m.in. Gianluigi Buffon. Bramkarz Juventusu też szykuje się jednak do emerytury i brak awansu byłby dla niego dużym rozczarowaniem.
„La Repubblica" twierdzi, że czterokrotni mistrzowie świata spacerują nad krawędzią przepaści. W Mediolanie będą musieli sobie radzić bez Marco Verrattiego. Pomocnik Paris Saint-Germain, uznawany za następcę Pirlo, dostał żółtą kartkę, która wykluczyła go z rewanżu.