Adam Nawałka nie powtórzył błędów swoich poprzedników, jego decyzje nie zepsuły atmosfery w reprezentacji jeszcze przed rozpoczęciem turnieju. Jadą więc ci, którzy leczyli kontuzje lub stracili miejsce w swoich klubach, ale zapracowali przez lata na mocną pozycję: Jakub Błaszczykowski czy Grzegorz Krychowiak. Błaszczykowski był już w podobnej sytuacji przed dwoma laty, przygotowywał się do Euro we Francji indywidualnie, a potem okazał się najlepszym polskim piłkarzem.

Nawałka zapewne żałuje, że po długiej przerwie w grze do pełnej sprawności nie wrócił jego ulubiony piłkarz - Krzysztof Mączyński. Tyle, że akurat jego ma kto zastąpić. Skreślenie pozostałych raczej można było przewidzieć. Chociaż Przemysław Frankowski z Jagiellonii ma prawo się zastanawiać, czy Sławomir Peszko, który też gra na bocznej pomocy, jest od niego lepszy, czy może zadecydowała bliska znajomość Peszki z Robertem Lewandowskim.

W kadrze jest trzech piłkarzy z Bundesligi, czterech z klubów polskich, pięciu z angielskich i siedmiu z włoskich. Byłoby ośmiu, gdyby kontuzji nie odniósł Łukasz Skorupski, którego selekcjoner ciągnie za uszy jak Thiago Cionka. Nawałka ma słabość do futbolu włoskiego. Najwięcej piłkarzy do kadry dała Sampdoria Genua. Większość z powołanych trafiła na Półwysep Apeniński już w czasie, kiedy Nawałka był selekcjonerem, a Zbigniew Boniek prezesem. Można powiedzieć, że włoscy trenerzy budowali reprezentację Polski na mundial. Włoskiej na nim nie będzie, bo okazała się za słaba.