Boeingi 737 MAX zostały uziemione po dwóch katastrofach indonezyjskiego Lion Air 30 października 2018 roku i Ethiopian Airlines 10 marca 2019. Ponieważ powody obu katastrof, w których łącznie zginęło 346 osób, były takie same — zawinił autopilot, który nie współpracował z pilotami na całym świecie od 12 marca 2019 wszystkie MAX-y zostały uziemione. Boeing przez wiele tygodni przekonywał, że przyczyną obu katastrof były błędy pilotów. Z wielkim niesmakiem przyjęto amerykańską linię brony i obwinianie pilotów w Lion Air. Do obrony producenta włączył się nawet prezydent Donald Trump tłumacząc, że do pilotowania tych maszyn potrzebne są wyjątkowe zdolności, których piloci obu linii nie posiadali. Ostatecznie jednak Boeing przyznał się do winy i po 20 miesiącach uziemienia i wielu zmianach w oprogramowaniu i poza nim, maszyny zostały zaakceptowane, jako zdolne do lotów. W tym czasie maszyny wykonały blisko półtora tysiąca lotów testowych trwających łącznie ponad 4,4 tys. godzin.

Czytaj także: Jest plan powrotu MAX-ów w Europie. To już ostatnia prosta

Brazylia jest pierwszym krajem, poza USA, który zaakceptował zmiany w MAX-ach. B737 MAX znajdujące się we flocie linii GOL mają zacząć latać z pasażerami już w grudniu 2020. To nawet szybciej, niż jest to w przypadku większości linii amerykańskich.

Znacznie ostrożniejsza jest Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego, która w ostatnim tygodniu poinformowała, że będzie na to gotowa dopiero w styczniu 2021. Przy tym EASA ustaliła, że niezbędne będą dodatkowe szkolenia pilotów, którzy muszą przygotować się do zmian, a same MAX-y mają być traktowane jako maszyny nowe. Takich samych szkoleń EASA domaga się dla pilotów tych maszyn spoza naszego kontynentu, które będą przelatywały nad europejskim terytorium.

Z ponowną certyfikacją nie spieszą się również Kanadyjczycy i Chińczycy.