Jeszcze na początku września wydawało się, że nowy podatek „solidarnościowy" nałożony na podróże lotnicze jest przesądzony. Ostatecznie jednak rząd postanowił odłożyć go na później. Oficjalnie miał wesprzeć walkę ze zmianą klimatu, a efekcie jednak planowano, że kwota ponad 2 mld euro z jego wpływu zasili budżet mocno nadwerężony przez pandemię COVID-19.

Nowe podatki i to właśnie z naciskiem na obciążeniu przez fiskusa podróży lotniczych były również jednym postulatów ruchu „żółtych kamizelek", który zmienił się w bunt przeciwko rządom Emmanuela Macrona. Teraz jednak rząd doszedł do wniosku, że nielogiczne byłoby pompowanie miliardów euro we wsparcie branży lotniczej ( linie lotnicze i lotniska otrzymały łącznie 18 mld euro). —Jeśli jakaś branża gospodarki jest w głębokiej zapaści, nie pogrąża się jej jeszcze bardziej – tłumaczył w audycji radiowej Europe 1 Gabriel Attal, rzecznik rządu w Paryżu. A minister finansów, Bruno Le Maire, który właśnie zachorował na COVID-19 nie ukrywał, że jego zdaniem byłoby całkowicie groteskowe , gdyby po udzieleniu pomocy, teraz utrudniać branży funkcjonowanie w niesłychanie trudnych warunkach.

Co do tego czy ostatecznie zaniechać wprowadzenie podatku, czy jedynie odłożyć jego nałożenie na jakiś czas nie ma jednak zgody w rządzie. Wiadomo,że powstało również poważne napięcie między prezydentem. A nową minister środowiska, Barbarą Pompili. Pani Minister została wprowadzona do rządu przez zielonych w lipcu 2020 i teraz przekonuje, że dyskusje na temat podatku nadal trwają i nic nie zostało ostatecznie przesądzone. Podkreśliła jednocześnie, że nie objęłaby tego stanowiska gdyby nie miała pewności, że lotniczy podatek zostanie szybko wprowadzony. Na to jednak w tej chwili szansę są niewielkie, bo już wiadomo że obciążenie podróży lotniczych w czasie, kiedy trudno jest przekonać ludzi do latania ma małe szanse na przejście przez parlament.

Gdyby projekt, wszedł w życie, podatki od biletów lotniczych wzrosłyby o 1900 procent. Na razie pasażer latający na trasach wewnętrznych w kraju oraz w granicach Unii Europejskiej ( do 2 tys. km), dopłaca 1,5 euro, przy lotach w granicach bądź po Unii Europejskiej na odległość nie większą, niż 2 tys. km, to obciążenie wzrośnie do 30 euro. Jeśli poleci na taką odległość w klasie biznes, zamiast obecnych 9 euro dopłaty, państwo skasuje go na 180 euro. W rejsach długodystansowych z Francji w klasie ekonomicznej dopłata miałaby wzrosnąć z 3 do 60 euro. Rejsy długodystansowe w klasie biznes podrożałyby z obecnych 18 do 400 euro. Do nowych podatków musieliby również dołożyć się najbogatsi, bo każdy prywatny lot długodystansowy wiązałby się dopłatą w wysokości 2,4 tys. euro.

Jak na razie w czasie pandemii COVID-19 w Europie podatek od podróży lotniczych wprowadziły tylko Austria i Szwajcaria. W Austrii ceną za wsparcie publiczne jest rezygnacja AUA z rejsów krótszych, niż 350 km, bilety nie mogą być tańsze, niż 30 euro i każdy już musi dopłacić do podróży 12 euro. W Szwajcarii wszyscy będą musieli dopłacić do biletu 30 franków jeśli lecą na terenie Europy i 120 euro jeśli jest to podróż długodystansowa.