Ustępstwa u Holendrów
W holenderskiej części Air France KLM (AF KLM), gdzie piloci grozili serią strajków we wrześniu, zarząd zgodził się skrócić czas pracy, tak aby pracownicy mogli więcej wypoczywać. Mało tego – za mniej pracy dostaną więcej pieniędzy. Piloci maszyn dalekiego zasięgu, stanowiący elitę u każdego przewoźnika, zarobią o 9 procent więcej, średniego – o 13 procent. Jaki będzie tego wpływ na zysk linii? – Trudno określić – przyznał dyrektor generalny Pieter Elbers.
Z Francuzami nie pójdzie tak łatwo. Strajkowali wiosną tego roku, a koszt ich protestu został wyceniony na prawie 350 mln euro. Teraz związkowców, zwłaszcza z lewicowych central CGT i Force Ouvriere, rozwścieczyła podwyżka w siostrzanej części holenderskiej, bo im zarząd nie chce dać nawet 5,1 procent.
Pracownicy narzekają, że holenderska część holdingu Air France KLM rozwija się kosztem francuskiej, bo w Holandii są niższe podatki. Inna rzecz, że 95 procent zysku grupy pochodzi właśnie z Holandii. Rentowność części francuskiej wynosi zaledwie 0,3 procent, podczas gdy holenderskiej – 12 procent.
Francuzom nie podoba się również, że prezesem Air France KLM ma być Kanadyjczyk, ale Holendrzy nie mają z tym problemu. Działacze z CGT uważają, że nie zrozumie on „specyfiki francuskiego dialogu społecznego". A już w żadnym wypadku nie są w stanie zaakceptować jego zarobków.
Benjamin Smith, były wiceprezes Air Canada, podpisał kontrakt z wynagrodzeniem 4,5 mln euro rocznie, czyli trzy razy tyle, ile zarabiał jego poprzednik. Smith, który ma opinię cierpliwego negocjatora, wcześniej doprowadził do ugody w Air Canada, przychodzi do Air France KLM na koniec września, jeszcze nie miał szansy ujawnienia, jaki ma styl zarządzania. Związkowcy już go nie chcą. Wcześniej zmusili do dymisji Alexandre'a de Juniaca i Jeana-Marca Janaillaca. Teraz związki zastanawiają się, czy nie powitać nowego szefa kolejnym strajkiem. Decyzję miały podjąć w piątek 7 września, ale odłożyli ją na kilka dni i chcą się spotkać pod koniec tego tygodnia z władzami spółki.
Gorąco w LOT
Prezesa LOT-u Rafała Milczarskiego nie chcą z kolei związkowcy z OPZZ, Związku Pilotów Komunikacyjnych i Liniowych i Związku Zawodowego Pracowników Pokładowych. Do postulatów jego dymisji, a najlepiej całego zarządu, przyznania etatów pracownikom mającym umowy B2B i powrotu wynagrodzeń z 2010 r. doszło cofnięcie decyzji o obowiązkowych szczepieniach dla personelu latającego. Wprowadzenie go przez władze spółki związkowcy uznali za dowód paranoi zarządu, który „chce traktować pracowników jak bydło, które się szczepi".