Powtarza się sytuacja z ubiegłego roku, ale dzisiaj Ryanair jest w dużo trudniejszej sytuacji, bo uwikłał się w wojnę cenową w Niemczech i Austrii, ma kłopoty z restrukturyzacją Laudamotion i dotknął go kryzys MAXów, których już w tej chwili powinien mieć 30, a wiosną 2020 roku 58. Tymczasem w najlepszym wypadku w pierwszym kwartale odbierze nie więcej niż 30 maszyn. Linia już zapowiedziała, że na zimę zamknie niektóre bazy i zwolni 900 osób z personelu latającego.
Czytaj także: Irlandzki sąd blokuje strajk w Ryanairze
Ryanair wysyła niejednoznaczne sygnały. Przekonuje, że strajk w Wielkiej Brytanii będzie miał minimalny wpływ, a być może nie będzie miał żadnego, na zaplanowane loty. Tymczasem w sądzie przedstawiał jego skutki jako „katastrofalne". W Portugalii pierwszego dnia protestu udało się utrzymać rozkład, ale nie wiadomo jak będzie dalej. Najtrudniej jednak będzie w Wielkiej Brytanii, ponieważ najbliższy weekend jest wydłużony o poniedziałek i oczekuje się, że z tego kraju będzie chciało wylecieć ćwierć miliona pasażerów.
W Wielkiej Brytanii Ryanair usiłował zablokować protest używając najróżniejszych argumentów technicznych i prawnych, ale sędziowie uznali, że protest pilotów jest uzasadniony. A dosłownie w ostatniej chwili przed rozprawą związek zawodowy brytyjskich pilotów BALPA zaproponował „rozmowy ostatniej szansy". Ryanair odrzucił tę ofertę i strajk rozpoczął się o północy z 21 na 22 sierpnia. Rano jednak loty z głównego londyńskiego portu Ryanaira, Stansted, odbywały się zgodnie z rozkładem, a niewielkimi opóźnieniami w przylotach – wynika z informacji Flightradar24.
Ryanair zapewnia, że tak będzie cały dzień, ponieważ tylko 30 procent brytyjskich pilotów przyłączyło się do protestu, a „zdecydowana większość" postanowiła pracować normalnie. „Nie oczekujemy większych zakłóceń we czwartek, ale niestety nie możemy wykluczyć niewielkich opóźnień lub zmian w rozkładzie" - informował we czwartek Ryanair.