Związkowe turbulencje na długi majowy weekend

Część pracowników pokładowych i pilotów Polskich Linii Lotniczych LOT będzie strajkować od 1 maja do odwołania. Swoją decyzję związkowcy potwierdzili podczas piątkowej konferencji prasowej. Mówili też, że wbrew twierdzeniom prezesa LOT-u Rafała Milczarskiego referendum, w którym związkowcy podjęli decyzję o strajku jest legalne i strajk się odbędzie. Jakie skutki dla pasażerów i samej linii będzie miał ich protest – na razie jeszcze nie wiadomo.

Aktualizacja: 27.04.2018 10:54 Publikacja: 26.04.2018 21:13

Polskie Linie Lotnicze LOT

Polskie Linie Lotnicze LOT

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

– Nie otrzymaliśmy żadnej informacji o wyniku referendum strajkowego poza stwierdzeniem, że było ono skuteczne – mówi „Rzeczpospolitej" prezes LOT Rafał Milczarski.

Dodaje, że ewentualna akcja protestacyjna będzie nielegalna. I nadal wierzy, że do strajku nie dojdzie. – Gdyby jednak tak się stało, zrobimy wszystko, aby pomóc pasażerom, by ich podróże nie zostały zakłócone – obiecuje.

W sporze zbiorowym po stronie pracowniczej od trzech lat negocjuje wszystkich sześć związków działających w LOT. Natomiast akcję strajkową organizują dwa największe – Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT SA i Związek Zawodowy Personelu Pokładowego i Lotniczego.

Szefowa Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik zapewnia, że w trwającym miesiąc referendum za strajkiem głosowała ponad połowa z 1,6 tys. pracowników zatrudnionych na etatach.

Żelazik mówi o 900 osobach, które opowiedziały się za protestem. A z tych, którzy wzięli udział w głosowaniu, za akcją protestacyjną było aż 92 proc. Tyle że – jak przyznają sami pracownicy linii – choć referendum zakończyło się 21 kwietnia, to jeszcze w środę 25 kwietnia w budynku LOT związkowcy zbierali głosy.

Monika Żelazik zapowiada również, że protest nie będzie jednodniowy i jednorazowy oraz że będzie powtarzany do czasu, aż dojdzie do porozumienia z kierownictwem spółki.

Związkowcy, którzy są w sporze zbiorowym z zarządem przewoźnika, domagają się powrotu do wynagrodzeń sprzed czasu restrukturyzacji, czyli z 2010 roku. Wtedy to zarząd z prezesem Sebastianem Mikoszem zmienił warunki wynagradzania tak, by podstawowa część zarobków była uzależniona od efektywności pracowników, konkretnie od wylatanych godzin.

Teraz związkowcy są zdania, że skoro spółka ma zysk, to powinna jego część przeznaczyć na podwyżki płac.

Stewardesa w LOT zarabia 5–7 tys. zł miesięcznie, pierwszy oficer średnio 22 tys., a kapitan średnio 29 tys. zł. Do tego w każdym wypadku dochodzi jeszcze ok. 2 tys. zł diet.

– Większość pracowników w LOT jest zadowolona, że firma się rozwija, i ma dużą satysfakcję z pracy. Mamy wciąż chętnych do pracy, a mało kto z LOT dzisiaj odchodzi. Nieustannie prowadzimy rekrutacje. Tam, gdzie jest potrzeba, podwyższamy wynagrodzenie – zapewnia Rafał Milczarski.

I dodaje: – Zarobki w LOT rosną, bo pracownicy awansują. W tym roku wyższe stanowiska otrzymało 200 pilotów i ponad 220 członków personelu pokładowego. Rośnie zatrudnienie. W tym roku spółka przyjmie ponad 300 pracowników personelu pokładowego – wylicza prezes przewoźnika.

Według związkowców ich protest będzie najbardziej odczuwalny na stołecznym Lotnisku Chopina, gdzie może dojść do odwołania bądź opóźnienia rejsów. Wiadomo, że strajkować nie będą piloci i stewardesy, którzy są zatrudnieni na podstawie umów cywilnoprawnych – bo nie należą do związków i nie brali udziału w referendum.

Podobny protest związkowcy z dwóch tych samych związków zawodowych planowali zorganizować we wrześniu ubiegłego roku, ale ostatecznie odstąpili od tego zamiaru. Nie informowali wówczas, czy ostatecznie udało im się zebrać kworum.

Pieniądze i bezpieczeństwo

LOT nie jest jedyną linią, w której pracownicy chcieliby zarabiać więcej. W marcu protestem zaskoczyli pasażerów naziemni pracownicy portów niemieckich zrzeszeni w związku zawodowym sektora publicznego Verdi. Trwa rozpoczęty w lutym 2018 r. protest personelu pokładowego i pilotów linii Air France. Przewoźnik na każdym dniu tego protestu traci 25 mln euro. We wszystkich tych akcjach związkowcy się zarzekają, że nie chodzi im tylko o pieniądze, ale i o bezpieczeństwo pasażerów.

– Nie otrzymaliśmy żadnej informacji o wyniku referendum strajkowego poza stwierdzeniem, że było ono skuteczne – mówi „Rzeczpospolitej" prezes LOT Rafał Milczarski.

Dodaje, że ewentualna akcja protestacyjna będzie nielegalna. I nadal wierzy, że do strajku nie dojdzie. – Gdyby jednak tak się stało, zrobimy wszystko, aby pomóc pasażerom, by ich podróże nie zostały zakłócone – obiecuje.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Transport
Branża lotnicza rozpala emocje. Temat kampanii wyborczych w całej Europie
Transport
Katastrofa w Baltimore. Zerwane łańcuchy dostaw, koncerny liczą straty
Transport
Nowy zarząd Portu Gdańsk. Wiceprezes z dyplomem Collegium Humanum
Transport
Spore różnice wartości inwestycji w branżach
Transport
Taksówkarze chcą lepiej zarabiać. Będzie strajk w Warszawie