Niemal 4 miesiące po zawarciu tego porozumienia firmy mają nadal trudności w uzyskaniu unijnej aprobaty dla części zaprojektowanych na Wyspach, zaakceptowania prac serwisowych przy samolotach zarejestrowanych w Unii. W tym samym czasie brytyjski urząd lotnictwa cywilnego CAA uznaje automatycznie wyroby i działania europejskich konkurentów — pisze Bloomberg.
- Znajdujemy się na ziemi niczyjej — powiedział w wywiadzie dyrektor ds. polityki ADS, Jonathan Hawkins. — Brytyjskie firmy nie potrafią pokazać, jak dostają zgodę, ale ich konkurent z Unii może. Istnieje więc ryzyko, że to przeniesie się do 27 krajów — dodał.
CAA zakładał, że po brexicie będzie odpowiadać za certyfikowanie podzespołów lotniczych i ich rozwiązań projektowych, ale europejski urząd EASA nie uznał jeszcze tego w pełni, więc brytyjskie firmy muszą borykać się z biurokracją i ponosić wyższe koszty. Takie firmy jak Airbus czy Rolls-Royce przeniosły na kontynent uprawnienia zatwierdzające, aby ominąć problem, ale inne firmy nie chcą tego robić nie mając jasności, jak będą wyglądać stosunki w perspektywie długofalowej.
Trwają rozmowy techniczne o włączeniu aspektów lotniczych do umowy o handlu i może dojść do rozwiązania niektórych kwestii z zatwierdzaniem rozwiązań technicznych. Serwisowanie samolotów, czemu Brytyjczycy poświęcają dużą uwagę, nie jest częścią porozumienia, ADS chce, by zostało rozszerzone o to. — Za wcześnie na mówienie, czy jest to poważna przeszkoda w modelu biznesowym czy przejściowy punkt — stwierdził p. o. szefa ADS, Kevin Craven.
Brytyjski resort transportu stwierdził, że rząd aktywnie wspiera ten sektor w ramach porozumienia o bezpieczeństwie lotniczym, a techniczne procedury wdrażania „pojawią się najszybciej, jak to będzie praktycznie możliwe" zgodnie z ustaleniami o handlu po brexicie. Urząd CAA zastrzegł. że nie może skomentować tego.