Nowy plan zakłada przewozy na poziomie 20-30 mln pasażerów rocznie, zysk operacyjny, nowe większe samoloty. Nie wyklucza ruchu przesiadkowego nie tylko z Warszawy, ale np także z Budapesztu, Krakowa czy nawet Rzeszowa.
— Na razie analizujemy dane i trendy rynkowe. Dzięki temu będziemy wiedzieli dokąd mamy latać, tak aby naszą siatkę rozwijać zyskownie, a nie emocjonalnie — mówi prezes LOT, Rafał Milczarski.
Nieoficjalnie, LOT tego jeszcze nie potwierdził, wiadomo że linia zamierza w niedalekiej przyszłości uruchomić połączenie z Warszawy do stolicy Indii — Delhi. Jak na razie wiadomo, że LOT w tym roku otworzy kilkanaście połączeń oraz znacząco zwiększy liczbę dostępnych miejsc na już istniejących trasach - na najbardziej obleganych kierunkach podstawi większe samoloty, bądź zwiększy częstotliwość rejsów. Razem z rosnącą siatką rośnie liczba przewiezionych pasażerów, których linia liczy konserwatywnie. Np. jeśli ktoś podróżuje z Gdańska przez Warszawę do Nowego Jorku, to liczony jest jako jeden odprawiony pasażer. W statystykach lotnisk, oraz w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, taka osoba jest liczona podwójnie.
W 2017 roku LOT (według swoich statystyk) przewiózł 6,8 mln pasażerów. — W jeszcze obowiązującej strategii mieliśmy dojść do 10 mln pasażerów. Wiadomo już, że taką liczbę uzyskamy już w 2019, a nawet ją przekroczymy — zakłada prezes LOTu. — W 2027 ta liczba może już dojść do 20-30 mln. pasażerów- dodaje.
Więcej samolotów
LOT właśnie odebrał 9. Dreamlinera, pierwszego z serii B787-9, na którego pokładzie jest w stanie przewieźć prawie 300 pasażerów. Z taśm produkcyjnych Boeinga zjechały już kolejne 2 maszyny tego typu. Wkrótce po nich doleci z Seattle kolejna. Wtedy LOT będzie miał 12 Dreamlinerów, czyli będzie jednym z większych operatorów tych maszyn w Europie. — Dreamliner w wersji 9. to najlepiej dopasowany model do naszych obecnych potrzeb. Być może w przyszłości zdecydujemy się na jeszcze większego Boeinga 787-10, największą maszynę tego typu, ale taką decyzję podejmiemy dopiero wówczas, kiedy Boeing zdecyduje się sprzedawać te samoloty w niższych cenach. Jak na razie są one dla nas zbyt drogie. Zresztą przy flocie i przewozach pasażerskich, jakie będziemy mieli za kilka lat, powoli będziemy już wchodzić w taką wielkość firmy, że realne stanie się rozważenie różnych producentów maszyn dalekiego zasięgu. Najlepsze warunki uzyskuje się wtedy, kiedy ma się na stole konkurencyjne oferty — tłumaczy Rafał Milczarski.