- To ogromne wyzwanie, wyzwanie naszego życia — powiedział Reuterowi Sean Newsum, dyrektor ds. zrównoważonej strategii w Boeingu. — Sektor lotnictwa pragnie wnieść swój wkład w zmniejszenie emisji związków węgla. Na cywilny transport lotniczy przypada ok. 2 proc. emisji spalin i ok. 12 proc. sektora transportu. — wynika z danych Air Transport Action Group.

Założony przez koncern cel — wymagający postępów w systemach napędu samolotów odrzutowych, surowszych wymogów dotyczących paliwa i nowych certyfikacji przez organy nadzoru — jest zasadniczym elementem działań sektora lotniczego mających zmniejszyć do 2050 r. o połowę emisje spalin. Boeing ma więc zasadniczo zaledwie dekadę na osiągnięcie swego celu, bo samoloty, które zaczną latać w latach 30. powinny pozostać na służbie także w latach 50. Koncern musi ponadto uwzględnić w swych działaniach skutki pandemii i 20-miesięczne uziemienie MAXów, które zaszkodziły jego sytuacji finansowej i możliwościom inżynierskim Koncern nie zaczyna jednak od zera: w 2018 r. B777 cargo należący do firmy kurierskiej FedEx wykonał pierwszy lot korzystając wyłącznie z biopaliwa.

Boeing i Airbus pracują nad ograniczeniem emisji spalin, starają się zmniejszyć wagę i opór powietrza nowych samolotów. Obecnie biopaliwa są mieszankami pół na pół z tradycyjnym paliwem lotniczym, na tyle pozwalają obecne przepisy. Amerykanie muszą zacząć od ustalenia zmian, jakich należy dokonać dla zapewnienia bezpieczeństwa lotów na alternatywnym paliwie pochodzącym z olejów roślinnych, tłuszczów zwierzęcych, trzciny cukrowej, odpadów. Będą musieli współpracować z organizacjami ustalającymi normy paliwa, np. z ASTM International, aby móc zwiększyć limity mieszania różnych składników, a następnie przekonać urzędy lotnictwa na świecie, by zatwierdzały takie samoloty jako bezpieczne.