Samoloty Boeinga wznowiły pod koniec roku w Stanach loty komercyjne po 20 miesiącach uziemienia, ale towarzystwa ubezpieczeniowe i reasekuracji mają nadal do czynienia z roszczeniami za katastrofy, które mogą przekraczać 2 bln dolarów, co jest dużą sumą dla względnie małego sektora ubezpieczeń - powiedział Reuterowi James Vickers, szef Willis Re International.

Czytaj także: B737 MAX już lata z pasażerami, ale nikt im o tym nie mówi

Towarzystwa ubezpieczające sektor lotniczy odczuły ponadto mniejszy napływ składek z powodu lockdownów ogłaszanych na świecie i zakazów podróży, a umowy ubezpieczeniowe są często negocjowane na podstawie czasu, jaki samoloty spędzają w powietrzu. Towarzystwa reasekuracyjne z kolei, które ponoszą wraz z ubezpieczycielami ciężar dużego ryzyka w zamian za część wpłaconych składek, mają też do czynienia ze wzrostem roszczeń innych sektorów, po latach ich spadku.

Składki z reasekuracji majątku i od wypadków wzrosły o 25-30 proc. w najbardziej ryzykownych obszarach działalności biznesowej - stwierdza raport brokera. Zdaniem analityków z Jefferies, tworzy się twardy rynek reasekuracji, z rosnącymi stawkami, bo można zarobić na amerykańskich nieruchomościach, na globalnych wypadkach, na kredytach handlowych i ryzyku politycznym, także na lotnictwie. Ale składki nie rosną tak bardzo, jak chciałyby towarzystwa reasekuracyjne, mimo pandemii.

Firmy ubezpieczeniowe skorzystały z wyższych stawek w tym roku i z mniejszych roszczeń w motoryzacji, co dało im silniejszą pozycję w negocjowaniu umów - uważa Vickers. - Firmy reasekuracyjne były dość pewne siebie i uważały, że „to ich chwila” i mimo wszystko osiągnęły przynajmniej stabilne stawki i ich pewne podwyżki - dodał. Największa różnica zdań między firmami ubezpieczeniowymi i reasekuracyjnymi dotyczyła pokrywania cyberataków i chorób zakaźnych w rodzaju koronawirusa. Te drugie wykluczają w dużej mierze takie ryzyko w tekstach swych polis - stwierdził szef Willis Re.