Szef jednej z największych europejskich grup lotniczych powiedział, że jego pracownicy robią, co mogą, aby nieregularność ruchu zminimalizować, ale linia jest przeciążona. — To prawda, pasażerowie odlatują z opóźnieniami, loty są odwoływane, pojawiają się nieprzewidziane trudności. Jest znacznie gorzej, niż można było oczekiwać — powiedział Carsten Spohr na spotkaniu z dziennikarzami.
Czytaj także: Lufthansa ma zapłacić za zeza
Najwięcej opóźnień i odwołanych lotów ma Eurowings - niskokosztowy przewoźnik należący do Grupy LH. Powodem niezgodności operacji z rozkładem lotów były oprócz strajków kontrolerów ruchu także ograniczenia infrastrukturalne (np. opóźnienia innych samolotów i brak miejsc do postawienia samolotu w pobliżu terminala), ale i wewnętrzne problemy przewoźnika. Eurowings znajduje się teraz w fazie dynamicznego rozwoju, w I połowie roku linia przewiozła o 27,4 proc. pasażerów więcej niż rok wcześniej i stara się jak najszybciej włączyć do floty maszyny przejęte od Air Berlin.
Eurowings przejęły 77 samolotów zbankrutowanego konkurenta i ten proces - przyznał Spohr — okazał się znacznie bardziej skomplikowany, niż tego oczekiwano. Nie udało się włączyć do floty nowych maszyn tak szybko, jak tego oczekiwano, pojawiły się wąskie gardła w obsłudze naziemnej, a na dodatek pracownicy AB niechętnie przechodzili do Grupy LH, bo nie odpowiadały im nowe warunki zatrudnienia.
—Ale nie mieliśmy innego wyjścia, jak skorzystać z historycznej szansy przejęcia floty po AB - tłumaczy teraz Spohr i przyznaje, że Eurowings potrzebują roku na stabilizację. I ten rok mija w październiku 2018.