Bieganiem zarobić na życie

Ruth Wanjiru: Dla kenijskiej triumfatorki czas osiągnięty w Warszawie może być przepustką do większych maratonów i lepszego życia.

Aktualizacja: 30.09.2015 07:06 Publikacja: 29.09.2015 20:59

Bieganiem zarobić na życie

Foto: Picasa

– Dowiedz się tylko, czy ten bonus na pewno jest już wliczony w nagrodę za zwycięstwo. Jestem przekonana, że na początku była inna umowa. Pieniądze za zwycięstwo to jedno, a bonus za czasy to drugie – mówi niska, szczupła czarnoskóra kobieta ze starannie zaplecionymi warkoczykami do jednego z organizatorów Maratonu Warszawskiego.

Jest ubrana w czarne ortalionowe spodnie od dresu, na górze ma fluorescencyjną żółtą kurtkę. Jest wieczór, w Warszawie już ciemno, właśnie skończyła się kolacja, na którą ją obudzono. Wciąż jeszcze jest zaspana.

Kenijka Ruth Wanjiru siedem godzin wcześniej skończyła Maraton Warszawski jako pierwsza wśród kobiet. Obok niej stoi kolega z zespołu i przysłuchuje się wymianie zdań, co chwila dorzucając kilka słów od siebie. On też chce mieć pewność, że bonus od sponsora nie wchodzi w pulę pieniężną za wynik.

Bieganie to praca

W maratonie warszawskim jak co roku wzięło udział tysiące biegaczy amatorów, dla których najważniejsze było dobiegnięcie do mety na Stadionie Narodowym. O zwycięstwo i nagrody finansowe walczyła tylko wąska grupa biegaczy z elity, zawodowcy.

To nic dziwnego, że Ruth wypytuje o pieniądze. Bieganie to jej zawód, nie należy do grona najlepszych na świecie – oni tego samego dnia startowali w Berlinie – ma już 31 lat i koniec kariery bliżej niż dalej.

Jest zadowolona z czasu, jaki uzyskała w Warszawie: – Bardzo chciałam zejść poniżej dwóch i pół godziny. Udało mi się i dzięki temu będę mogła teraz zgłosić się do któregoś z dużych maratonów. Może w Chicago, Nowym Jorku albo Berlinie – mówi, uśmiechając się szeroko. – W Warszawie pieniądze nie były zbyt duże, ale tym razem chodziło bardziej o dobry czas. Gdybym tym tempem pobiegła w Berlinie, byłabym dziewiąta. Za miejsce w pierwszej dziesiątce w Niemczech dostałabym znacznie więcej niż tutaj. Ale cieszę się, że udało mi się uzyskać tak dobry wynik. Teraz menedżer będzie mógł mnie zgłosić do dużego biegu.

Nie dla niej igrzyska

Ruth tak desperacko walczyła, by urwać te kilkanaście sekund (skończyła z wynikiem 2:29.39, niemal sześć minut lepszym od drugiej wśród kobiet Mołdawianki Lilii Fiskowicz), że po przekroczeniu mety na Stadionie Narodowym zasłabła. Upadła, nie mogła wstać, natychmiast pojawiły się służby ratunkowe, które umieściły zawodniczkę na wózku, okryły kocem i odwiozły do lekarza. – Nic się nie stało. Po prostu finisz był niesamowicie intensywny. Gdy podano mi wodę i gorącą herbatę, natychmiast doszłam do siebie. Znowu mogłam oddychać – mówi Kenijka.

Przeciętna pensja w Kenii wynosi 50 tysięcy szylingów miesięcznie (nieco poniżej 1800 złotych). Ruth twierdzi, że dzięki bieganiu może sobie pozwolić na całkiem niezłe życie. Nie chce powiedzieć, ile zarabia dzięki udziałom w maratonach, półmaratonach i biegach na 10 km, ale w pewnym momencie rozmowy stwierdza, że przynajmniej cztery razy więcej niż przeciętny Kenijczyk. Nie marzy o igrzyskach olimpijskich, medalach mistrzostw świata czy innych wielkich imprez. Dla niej to po prostu zwykła praca. – Gdyby się udało pojechać na igrzyska, byłoby fajnie. Ale nie koncentruję się na tym – przyznaje bez chwili wahania.

Chociaż minimum olimpijskie (4:42.00) ma wykonane z nawiązką, szans na wyjazd do Rio nie ma żadnych. Na oficjalnej stronie Międzynarodowego Związku Maratonu i Biegów Długodystansowych opublikowano listę 85 najlepszych tegorocznych wyników – ostatnia w zestawieniu jest Portugalka Filomena Costa z czasem 2.28.00. Na liście są 23 biegaczki z Kenii. Na igrzyska pojadą trzy. Te najlepsze wygrywają wielkie pieniądze w prestiżowych maratonach – w Bostonie triumf wyceniany jest na 150 tys. dol., w Nowym Jorku na 130 tys., w Chicago na 100 tys., w Berlinie stawką jest 50 tys. W Warszawie Ruth dostała 26 tys. zł (20 tys. za zwycięstwo i 6 tys. za czas, do tego doszedł jeszcze bonus w sprzęcie od Adidasa o wartości 3 tys. zł). Część zarobku Ruth musi oddać swojemu holenderskiemu menedżerowi. To on zgłasza ją i 60 innych biegaczy, których ma w swojej stajni, do kolejnych zawodów.

– Biegi dobiera się w zależności od tego, jaki kto ma czas, w jakiej jest formie. Już jestem zapisana na następny maraton w Chinach, ale jeśli powtórzę wynik z Warszawy, to w następnym roku dostanę możliwość wzięcia udziału w którymś z większych biegów – mówi Wanjiru.

W Kenii biegi to przepustka do lepszego życia. Ruth pochodzi z Nyahururu, 36-tysięcznego miasta, położonego 2,3 tys. m nad poziomem morza. Jej rodzice są nauczycielami. Ma siostrę bliźniaczkę i dwóch braci. Twierdzi, że cała rodzina i tak jej zazdrości, że dzięki bieganiu zarabia na niezłe życie. – Wcale nie lubiłam biegać – mówi z uśmiechem, po czym składa ręce jak do modlitwy. – Szczególnie nienawidziłam porannego wstawania na treningi. Nie, nie, nie – powtarza swoim momentami nieporadnym angielskim, chociaż w Kenii to przecież obok suahili język urzędowy. – W szkole powtarzano mi jednak, że mam dobrą technikę biegu, że mam talent, a z biegania można dobrze żyć, więc zaczęłam treningi.

Szok w Japonii

Gdy miała 16 lat, dostała ofertę przeniesienia się do Japonii. – Nie wiedziałam, co mam zrobić. Z jednej strony chciałam bardzo, bo czułam, że to może być szansa, z drugiej bałam się opuścić Kenię i rodzinę. Mama nie chciała słyszeć o moim wyjeździe. Tata powiedział jednak, żebym zrobiła, co uważam za słuszne. Warunkiem było, żebym skończyła szkołę – opowiada. – Pojechałam więc, chociaż na początku chciałam uciekać. Dla mnie te przenosiny do Japonii to był szok. Ale zostałam tam do 27. roku życia.

Znalazła się w znanej z lekkoatletycznych osiągnięć Ikuei High School w mieście Sendai zamieszkanym przez ponad milion osób. Jednym z Kenijczyków, którzy w tym samym czasie i w ramach tego samego stypendium trafili do tej szkoły, był Samuel Wanjiru (zbieżność nazwisk przypadkowa), który w wieku 18 lat pobił rekord świata w półmaratonie.

Samuel przeszedł bardzo szybko na zawodowstwo, a w 2008 r. w Pekinie został pierwszym Kenijczykiem, który zdobył złoty medal igrzysk w maratonie. Potem wygrywał w Chicago i Londynie. W 2011 r. w wyniku kłótni wypadł przez balkon w rodzinnym Nyahururu i zginął na miejscu.

Ruth aż tak utalentowana nie była. Dostała pracę w koncernie Hitachi, który był głównym sponsorem klubu Second Wind, i brała udział w lokalnych biegach. Jej rekord życiowy to 2:27:38 (Osaka, 2009). W Warszawie uzyskała swój drugi najlepszy czas.

– Pracując w Hitachi, codziennie trenowałam. My, sportowcy, byliśmy zatrudnieni, ale nie pracowaliśmy przy komputerach. Nie możesz pracować przy komputerze, jeśli jesteś zmęczony po treningu. Zresztą i tak wszystko było po japońsku, chociaż dziś już perfekcyjnie mówię w tym języku.

Na pytanie, czy jej etat w Hitachi był fikcyjny, a pieniądze dostawała za bieganie, potwierdza, ale wcale nie jestem przekonany, czy się dobrze zrozumieliśmy.

Po drodze była poważna kontuzja i ponadroczna przerwa w startach. Wróciła do Kenii, założyła rodzinę, ma czteroletnią córkę. – Nie chciałabym, żeby ona też biegała. To jest bardzo męczące. Jednak można mieć dzięki temu dobre życie. Jeśli więc będzie chciała, niech biega – mówi Ruth, która wie, że czas, gdy dostaje pieniądze za bieganie, powoli dobiega końca.

– Gdy skończę, a zostało mi jeszcze kilka lat, założę swój biznes. Może hotel, może kafejkę internetową – snuje plany. Nieźle jak na dziewczynę, która wcale nie lubiła biegać. – Dziś już lubię. Naprawdę – zapewnia na koniec.

– Dowiedz się tylko, czy ten bonus na pewno jest już wliczony w nagrodę za zwycięstwo. Jestem przekonana, że na początku była inna umowa. Pieniądze za zwycięstwo to jedno, a bonus za czasy to drugie – mówi niska, szczupła czarnoskóra kobieta ze starannie zaplecionymi warkoczykami do jednego z organizatorów Maratonu Warszawskiego.

Jest ubrana w czarne ortalionowe spodnie od dresu, na górze ma fluorescencyjną żółtą kurtkę. Jest wieczór, w Warszawie już ciemno, właśnie skończyła się kolacja, na którą ją obudzono. Wciąż jeszcze jest zaspana.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Lekkoatletyka
Maria Żodzik dostała polski paszport. Nowa nadzieja na igrzyska
LEKKOATLETYKA
Ewa Swoboda wreszcie dojrzała i zdradziła tajemnicę sukcesu
Lekkoatletyka
Dzień Kobiet przyszedł wcześniej. Co wiemy po MŚ w Glasgow?
Lekkoatletyka
Pia Skrzyszowska medalistką halowych mistrzostw świata! Brąz podlany łzami
Lekkoatletyka
Ewa Swoboda halową wicemistrzynią świata. Kim jest dziewczyna z tatuażami