Rosja została wykluczona z rozpoczynających się w piątek lekkoatletycznych mistrzostw świata, które odbędą się w Katarze. Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna (IAAF) ogłosiła w poniedziałek wieczorem, że rosyjscy sportowcy wystartują w Dosze pod neutralną flagą.
Kibice będą mieli okazję zobaczyć zaledwie 29 lekkoatletów, co do których nigdy nie było wątpliwości i których nazwiska nigdy nie były łączone ze sprawą organizowanego przez państwo dopingu. 29 sportowców to bardzo mała grupa – dla porównania Polska wyśle do Kataru 44 lekkoatletów, a maleńka (szczególnie w porównaniu z Rosją) Holandia wstawi 30 sportowców.
To drugie lekkoatletyczne mistrzostwa świata z rzędu, podczas których Rosjanie są wykluczeni. Władze IAAF w oficjalnym stanowisku napisały, że decyzja o zakazie startów reprezentacji Rosji została podtrzymana, dając tym samym do zrozumienia, że nie zaszły żadne nowe okoliczności. Tymczasem śmiało można zakładać, że jesteśmy świadkami zwrotu w tej sprawie.
W weekend głośno zrobiło się o doniesieniach Hajo Seppelta – niemieckiego dziennikarza śledczego ARD, od lat zajmującego się sprawą państwowego dopingu w Rosji. Twierdzi on, że rosyjska agencja antydopingowa (RUSADA), przekazując dane agencji światowej (WADA), wcześniej nimi manipulowała.
To właśnie na podstawie tych danych (wyników badań z lat 2012–2015) rosyjscy sportowcy zostali zdyskwalifikowani i odmówiono im startu pod flagą narodową na poprzednich lekkoatletycznych MŚ, a także na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 r. WADA miała dostęp do tych badań, gdyż ich kopie dostarczył do agencji Grigorij Rodczenkow. To były szef RUSADA (od 2005 r.), który przez ponad dekadę był odpowiedzialny za systemowe podawanie niedozwolonych środków dopingujących rosyjskim sportowcom. Także on stał za tuszowaniem pozytywnych wyników badań. W 2015 r. został głównym informatorem o sponsorowanym przez rząd rosyjski systemie, uciekł do Stanów Zjednoczonych i został objęty systemem ochrony świadków.