Lekkoatletyka: Nowy wunderteam atakuje

Polska reprezentacja wraca z lekkoatletycznych mistrzostw Europy w chwale. Ozłocona, z uzasadnionymi nadziejami na dobrą przyszłość.

Aktualizacja: 13.08.2018 06:13 Publikacja: 12.08.2018 19:12

Lekkoatletyka: Nowy wunderteam atakuje

Foto: AFP

Kto oglądał zawody na Stadionie Olimpijskim, ten przekonał się, że mamy mocną lekkoatletykę i gwiazdy nie tylko w skali europejskiej. Reprezentacja była największa w historii (86 osób), ale po tak licznych dekoracjach medalowych z polskim udziałem na Breitscheidplatz nikt nie powie, że za duża. Była odpowiednia i przygotowana jak rzadko. Gwiazdy bez fałszywej skromności zapowiadały, że jadą po sukcesy i w większości słowa dotrzymały.

Trwająca czwarty rok dobra passa w mistrzostwach Europy (Zurych 2014 i Amsterdam 2016 – po 12 medali) trwa. Bazę tych sukcesów stanowią rzuty, w szczególności polska szkoła rzutu młotem i pchnięcia kulą. W tych specjalnościach mamy cenionych trenerów, mamy kolejne talenty, które w Berlinie pokazały siłę. Do przewag młociarek i młociarzy zdążyliśmy się przyzwyczaić, pewnym odkryciem były złote medale w pchnięciu kulą, chociaż mistrz Michał Haratyk już dwa lata temu miał srebro ME, ale w jego przypadku największy podziw budzi stały postęp.

Nie jest największym i najsilniejszym z kulomiotów, jest jednym z najszybszych w kole i najbardziej pewnym swych umiejętności. W świecie nerwowych siłaczy to cecha nie do przecenienia. Stabilizacja wyników na poziomie 21,50 m to obietnica pchnięć ponad 22 m. O granicy możliwości mistrz nie chce wiele mówić, zapewne powiedzą za niego kolejne mityngi.

Dobrzy ludzie przekonali

Paulina Guba, która w ostatniej próbie zabrała złoty medal doświadczonej Niemce, to największe odkrycie reprezentacyjnej sekcji rzutów. Po nieudanych igrzyskach w Rio chciała kończyć z kulą, dobrzy ludzie przekonali, by została i pomogli (trener Edmund Antczak, Magdalena Szczepańska, psycholog Dariusz Nowicki). Wyszło znakomicie, tak znakomicie, że najstarszy lekkoatletyczny rekord Polski seniorek (19,58 m Ludwiki Chewińskiej z 1976 r.) wreszcie jest zagrożony.

Cichą nadzieją reprezentacji stają się też oszczepnicy – nadchodzi pokolenie, dla którego rzuty ponad 80 m (mężczyźni) to nie jest święto, tylko norma. Wśród pań był w Berlinie wakat, ale pamiętamy – Marcelina Witek wróci na rozbieg, tak samo jak czwarta w Rio Maria Andrejczyk.

Polska siła w rzutach ma też wsparcie na bieżni i skoczni, bez niego nie byłoby tylu medali. Najwięcej w ostatnich latach zawdzięczamy parze średniodystansowców Marcin Lewandowski – Adam Kszczot. Podzielili się w Berlinie rolami. Lewandowski zgodnie z zapowiedziami wybrał 1500 m i chyba odkrył w ten sposób drugą młodość. O Kszczocie trudno pisać bez podziwu nie tylko dla mądrości rozgrywania biegów, ale też dla talentu analitycznego.

Bez przypadku

Przydomek „profesor" ma już od dawna, rzetelne badanie treningu i precyzyjna strategia podczas startów to jego siła. Ma osobowość i wielkie serce do pracy, pod warunkiem że zna jej cel. W Berlinie kolejny raz to udowodnił i rozdając uśmiechy po zwycięstwie, obruszał się tylko, jeśli słyszał od dziennikarza, że coś mu się udało, bo nie ma przypadku w jego sukcesach. Nie ma też strachu, że zabraknie kiedyś zdolnych następców, Michał Rozmys i Marcin Borkowski za plecami mistrza szybko się uczą.

Polską drużyną mistrzostw zostały dziewczyny biegające na 400 m, „aniołki" Aleksandra Matusińskiego. Miał ich sześć, każda zdolna, każda dołożyła cegiełkę do sukcesu. Gwiazda ekipy, Justyna Święty-Ersetić, duma miasta Racibórz, żona zapaśnika miejscowej Unii – Dawida Erseticia, przejdzie do kronik jako najbardziej wytrzymała mistrzyni biegu na jedno okrążenie – najpierw zwycięstwo i fantastyczny rekord życiowy w biegu indywidualnym, zaraz potem złoto z koleżankami w sztafecie.

Iga Baumgart-Witan, duma Bydgoszczy (mąż Andrzej Witan jest bramkarzem w Bytovii Bytów), była podobnie pracowita i też dała radę. Z Patrycją Wyciszkiewicz i Małgorzatą Hołub-Kowalik pobiegły rewelacyjnie. W kwestii ciągu dalszego sukcesów biegaczek na jedno okrążenie chyba można być spokojnym.

Biało-czerwono na trybunach

Jeśli szukać w masie polskich sukcesów odrobiny zawodu, największym chyba było to, że dyskobole nie dali rady równać do reszty (wpadka Piotra Małachowskiego przypomniała, że mistrz też niekiedy przegrywa).

Męska sztafeta 4x400 m na piątym miejscu to też nie jest rezultat, jakiego oczekiwano po halowych mistrzach i rekordzistach świata. Z tamtego składu zabrakło tylko Jakuba Krzewiny (zastąpił go Kajetan Duszyński), Karol Zalewski, Rafał Omelko i Łukasz Krawczuk tym razem wielkiej formy nie mieli.

Mistrzostwa Europy były biało-czerwone także na trybunach, bliskość Berlina sprzyjała przyjazdowi licznych kibiców, krzyki dziękczynne po polsku wybrzmiewały nawet wtedy, gdy stadion już opustoszał.

Relacje polsko-niemieckie odrobinę popsuły organizacyjne manewry z programem startów biegaczek na 400 m albo z niezbyt udanym wykonaniem Mazurka Dąbrowskiego w czasie pierwszych dekoracji (to poprawiono), choć teorii spiskowych dorabiać do tego raczej nie wypada. Warto zauważyć, że każdy z reprezentacji nosił czarną wstążkę na koszulce – Irena Szewińska zasługiwała na tę pamięć.

Mistrzostwa w Berlinie to przystanek na olimpijskiej drodze do Tokio. Przedtem jeszcze są mistrzostwa świata w Katarze. Wunderteam wersja 2.0 będzie atakować.

Lekkoatletyka
Igrzyska na szali. Znamy skład reprezentacji Polski na World Athletics Relays
Lekkoatletyka
Mykolas Alekna pisze historię. Pobił rekord świata z epoki wielkiego koksu
Lekkoatletyka
IO Paryż 2024. Nike z zarzutami o seksizm po prezentacji stroju dla lekkoatletek
Lekkoatletyka
Memoriał Janusza Kusocińskiego otworzy w Polsce sezon olimpijski
Lekkoatletyka
Grozili mu pistoletem i atakowali z maczetami. Russ Cook przebiegł całą Afrykę