Korespondencja z Berlina
Francuzi oczywiście liczyli na swego mistrza świata, tytuł Pierre'a-Ambroise'a Bosse zobowiązywał, ale zagrożenia nie było. Bieg zaczął się raczej spokojnie, jak na standardy zwykle nerwowych finałów na 800 m, trójka Polaków nie nadawała tempa, za tę pracę wziął się Szwed Andreas Kramer.
Bosse, który zwykle atakował 300 m przed metą uznał, że jest trochę za wolno, i ruszył szybciej jeszcze przed dzwonkiem na drugie okrążenie. Zegar pokazał czas po 400 m: 53,12 – dla polskich planów w sam raz.
Potem to była już sama przyjemność oglądania: przyspieszenie Adama Kszczota 200 m przed metą, rywale jakby zwolnili, ostatnia prosta była biegiem po chwałę, brawa, złoty medal i wszelkie inne zaszczyty dla Polaka.