Korespondencja z Tokio
Rywalki się zmieniają, a ona jest. Anita Włodarczyk przetrwała i Niemkę Betty Heidler, i rosyjską dopingowiczkę Tatianę Łysenko. Teraz szturm na jej pozycję szykowały Amerykanki. DeAnna Price, Brooke Andersen i Gwen Berry przyleciały do Tokio z pierwszym, trzecim oraz piątym wynikiem sezonu. Żadna nie zdobyła medalu.
Polki mogły wyrwać złoto i srebro, ale w ostatniej kolejce rozdzieliła je Chinka Zheng Wang. Identycznie podium wyglądało cztery lata temu podczas mistrzostw świata w Londynie.
Włodarczyk trzeci raz została mistrzynią olimpijską, ma też w kolekcji cztery złote medale mistrzostw świata. Wygrywa od dziewięciu lat wszystkie wielkie imprezy, na których się zjawi. Sześć najlepszych wyników w dziejach konkurencji należy do niej. Więcej złotych medali na igrzyskach spośród polskich sportowców – cztery – zdobył tylko chodziarz Robert Korzeniowski.
Anita nie daje spokoju
Moglibyśmy napisać, że znalazła sposób na sportową długowieczność, ale badając jej sukces, trzeba sięgnąć głębiej. Włodarczyk zdefiniowała swoją konkurencję na nowo. Zmieniła reguły gry, wyniosła rywalizację na niespotykany wcześniej poziom. Stała się dla rzutu młotem kimś takim jak Michael Jordan dla koszykówki, choć oczywiście nie wygenerowała rekordami globalnego zainteresowania. Dla rywalek jest jednak punktem odniesienia.